niedziela, 19 czerwca 2016

16

Bywają takie dni, kiedy to ma się wrażenie, że złapało się Pana Boga za nogi. Że absolutnie wszystko idzie po naszej myśli, że wszystkie nasze plany zrealizują się z totalną łatwością, marzenia spełnią się wbrew wszystkiemu, a o jakichkolwiek niepowodzeniach nie może być nawet mowy. Ma się wrażenie, że wszystko nam sprzyja, że ludzie bardziej się do nas uśmiechają, że świat dookoła nas jest sto razy bardziej piękniejszy niż chociażby dzień wcześniej, a jedyne myśli, jakie zaprzątają naszą głowę, to te piękne i pozytywne.
Cóż, dzisiaj zdecydowanie nie był ten dzień.
Od samego rana, jak tylko wstałam z łóżka czułam, że poziom moich nerwów balansuje gdzieś pomiędzy "wywalone w kosmos" a "niedo-kurwa-wiary". W nocy przespałam może raptem dwie-trzy godziny, non stop analizując miliony różnych scenariuszy odnośnie dzisiejszej rozmowy z Andreasem. Tak, ten dzień nadszedł szybciej niż bym przypuszczała i nie wiem, czy bardziej byłam zestresowana, zaciekawiona, zniecierpliwiona, czy może jednak zniechęcona. Zmieniało mi się to niemal jak humorki u typowej kobiety w ciąży, albo przed okresem. W jednej minucie byłam bojowo nastawiona z myślą przewodnią "co ma być to będzie, musimy porozmawiać!" ale już w kolejnej to przypominało bardziej "a może udam, że umieram i nigdzie się nie zobaczymy?". To poryte, wiem, powinnam zachowywać się nieco bardziej dojrzale i zdecydowanie pewniej podejmować jakieś decyzje w moim życiu (że o późniejszym wypełnianiu ich i twardym trzymaniu się postanowień już nawet nie wspomnę), ale zdecydowanie łatwiej jest powiedzieć, a trudniej zrobić.
Na dodatek, poza całą tą sprawą z Andreasem, jest jeszcze Chris. Od trzech dni, czyli od momentu, w którym tak popisowo wyszedł z mojego mieszkania, trzaskając głośno drzwiami i tak dalej, nadal nie odezwał się do mnie ani słowem. I uwierzcie mi, to zdecydowanie nie była najnormalniejsza rzecz na świecie. Ten człowiek, nawet jak był totalnie zajęty to i tak potrafił wysłać mi ze sto wiadomości, opisując w nich czasami takie pierdoły i bzdury, że głowa mała. A teraz? Cisza. Absolutna, niepokojąca i przygnębiająca cisza. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że nawet nie wiedziałam dlaczego. Dlaczego to wszystko? Coś zrobiłam nie tak? Coś mnie ominęło?
Serio, za dużo tego wszystkiego.
Na dodatek Adrian też postanowił na znak buntu albo żeby pokazać mi, jak bardzo durny jest ten pomysł i jak bardzo on się z nim nie zgadza i tak samo milczy. A szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się takiej reakcji. Owszem, mogłam się domyślać, że skakać pod samo niebo i wykrzykiwać hasła pełne miłości i pokoju to on raczej nie będzie, ale myślałam, że chociaż trochę będzie mnie wspierać. Powarczy, poburczy, pomarudzi, pokrzyczy, ale ostatecznie będzie trzymał moją stronę. Najwyraźniej, nie tym razem.
Wśród moich przyjaciół jest stanowcze 2:1 żeby nie spotkać się dzisiaj z Andreasem, totalnie olać sprawę i zapomnieć o tym wszystkim, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś ale, prawda? Bez tego byłoby przecież nudno, a moje życie w ostatnich latach jest wszystkim, tylko nie czymś nudnym. Te "ale" to to, że chcę się dowiedzieć, dlaczego. Dlaczego to wszystko się stało, dlaczego Szwed zachował się tak, jak się zachował, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję.
Chciałam po prostu wiedzieć dlaczego.
I to był chyba ostateczny argument, aby zrobić to, co postanowiłam zrobić.

******

Wchodząc do jednej z mieszczących się na mieście kawiarni miałam wrażenie, jakbym ponownie szła na swoją maturę z polskiego, na dodatek będąc totalnie nieprzygotowaną. Serce waliło mi jak nienormalne, a ręce zaczęły się delikatnie trząść, jakbym była na jakimś detoksie, czy coś w tym stylu.
Nie potrzebowałam nawet pięciu sekund żeby mój wzrok padł na postać Andreasa siedzącą bokiem do wejścia i nieco nerwowym gestem bawiącą się łyżeczką, dołączoną do herbaty. Zapewne owocowej, bo doskonale pamiętam, że to właśnie takie Szwed pochłaniał niemal masowo.
Boże, co ja tu robię?
Na nogach niemal jak z waty ruszyłam w jego stronę. Mniej więcej będąc w połowie drogi zostałam zauważona, a reakcją Jonssona było pospieszne wstanie z zajmowanego przez siebie wcześniej miejsca. Widać nie tylko ja byłam zestresowana jak diabli. Mówiłam, że czułam się, jakbym szła znowu na maturę z polskiego? Zmieniam zdanie. Teraz zdecydowanie wolałabym robić właśnie to, aniżeli być w tym miejscu.
-Lena. - w głosie Szweda bez najmniejszych trudności dało się wyczuć całą gamę różnorodnych emocji. Był zaskoczony, był zestresowany, był zaniepokojony, był podekscytowany, ale co najważniejsze... Był pełen nadziei. Tylko na co? - Nie spodziewałem się, że przyjdziesz. - dodał, wcześniej odchrząkając lekko. Zajęłam miejsce naprzeciwko niego przy stoliku, odkładając dłonie na blat i od razu splatając ze sobą palce. Tak, to zdecydowanie oznaka, że poziom stresu balansuje u mnie przy niebezpiecznie wysokiej granicy.
-To źle? - zapytałam, przez moment totalnie nie poznając tonu swojego własnego głosu. Podobnie jak Szwed, pospiesznie odchrząknęłam.
-Nie, oczywiście, że nie. - pospiesznie zaprzeczył, jakby bał się, że wstanę i wyjdę. A uwierzcie , przez moment przemknęło mi to przez myśl. Ale ze mnie mięczak... - Cieszę się, że przyszłaś, naprawdę. - posłał mi lekko niepewny uśmiech. Chciał dodać coś jeszcze, ale przerwała mu kelnerka, która zupełnie nie wiem skąd zmaterializowała się przy naszym stoliku.
-Czy mogę przyjąć państwa zamówienie? - zapytała głosem tak milusińskim, że od razu rozpoznałam się, że to jedna z żużlowych fanek. Ukradkowe spojrzenia posyłane Andreasowi tylko mnie w tym upewniły.
-Co byś chciała ko.. - urwał jakby zdał sobie sprawę, że nieco się zagalopował. I miał rację, stuprocentową.
-Poproszę gorącą czekoladę. - zdecydowałam się na pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy wiedząc, że równie dobrze mogliby postawić przede mną wiadro z wodą, a ja i tak nie zwróciłabym uwagi na to, co aktualnie piję. O jedzeniu czegokolwiek nawet nie wspomnę, a doskonale wiem, że mają tutaj absolutnie nieziemskie ciasta.
-Kawę, czarną. - Andreas zwrócił się do niej po polsku, ale jak zwykle, wolał być oszczędny w słowach. Sekundę później kelnerki już nie było, a między nami zapadła ta cholerna, krępująca cisza. - Więc.. Co u ciebie słychać?
W pierwszym momencie mnie zatkało. Te pytanie było tak bardzo banalne i jednocześnie tak trudne do odpowiedzi, że autentycznie nie wiedziałam, jak z tego wybrnąć. Mogłam parsknąć śmiechem i powiedzieć, że chyba sobie ze mnie żartuje, że pyta o coś takiego. Mogłam zacząć rozwodzić się nad tym, jak wyglądało moje życie ostatnimi czasy i co się w nim działo. Mogłam również postawić na wariant bezpieczny i dyplomatyczny i zgadnijcie co wybrałam.
-Wszystko jest w porządku. - posłałam mu uśmiech, który był jednym z najbardziej sztucznych w całym moim życiu. - Więc, o czy, chciałeś ze mną rozmawiać? - wiedziałam, że przeciąganie tego w nieskończoność nic nie da, więc jak tylko kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie, przeszłam do sedna.
-Nie wiem... Nie wiem od czego zacząć. - upił łyk swojej kawy, a następnie spojrzał na mnie wzrokiem, od którego kiedyś całkowicie miękły mi kolana. A teraz? Nic. Zupełnie, absolutnie, totalnie nic. - Będąc w domu układałem sobie w głowie milion scenariuszy tej rozmowy, powtarzałem jak mantrę wszystko to, co chciałem ci powiedzieć, a teraz mam pustkę.
-Więc może nie analizuj, tylko powiedz to, co podpowiada Ci serce, albo umysł.
-Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. - westchnął głośno. - Przede wszystkim chciałbym cię przeprosić. Ja wiem, że to brzmi totalnie banalnie. - dodał od razu, kiedy zauważył moją minę. - I wiem, że przepraszam, to jest zbyt małe słowo żeby naprawić to wszystko, co ci wyrządziłem. Zdaję sobie też sprawę z tego, że żadne słowa nie są w stanie tego naprawić. Chcę tylko żebyś wiedziała, jak bardzo jest mi z tego powodu przykro i jak bardzo, bardzo cię przepraszam. Wiem, że zajęło mi to stanowczo zbyt dużo czasu, powinienem był powiedzieć ci to już dawno temu. Kurcze, powinienem w ogóle nie dopuścić do sytuacji, po której musiałbym Ci to mówić..
-Więc, dlaczego? - zadałam to pytanie, które w tym momencie było dla mnie najważniejsze. I te, które zadecydowało o tym, że jestem teraz tutaj, a nie w mieszkaniu razem z moimi przyjaciółmi. - Nie chcę słuchać pięknych słów o tym, jak bardzo jest Ci przykro, bo wiem, że tak jest. Nie chcę słuchać przeprosin, chociaż nie ukrywam, że po tym wszystkim absolutnie mi się należały. Nie chcę wracać do tego co się stało, przypominać sobie tamtych momentów, ani rozgrzebywać starych ran, bo zostawiłam to już za sobą. Chcę tylko wiedzieć dlaczego.
-Pogubiłem się. - zaczął, a ja tylko siłą woli powstrzymałam się od parsknięcia głośnym śmiechem. Pogubił się? Pogubić to się może nastolatek na imprezie, albo dziecko podczas liczenia zadania z matematyki. Nie facet, który był o krok od założenia swojej własnej rodziny i wzięcia odpowiedzialności już nie tylko za swoje życie, ale również za moje i za nasze przyszłe dzieci! - Biłem się z myślami, słuchałem głupich komentarzy ludzi, którzy byli dookoła nas, analizowałem i po prostu spanikowałem. Przepra..
-Mówiłam, nie przepraszaj mnie! - uniosłam lekko głos, ale od razu spuściłam z tonu wiedząc, gdzie się znajduje i zdecydowanie nie chcąc robić sensacji. Już i tak wystarczy. - Spanikowałeś?
-Większość osób dookoła życzyła nam szczęścia i wszystkiego co najlepsze. Ale część z nich doszukiwała się wśród tego wszystkiego drugiego dna, prawda? Że jesteś taka młoda, że dzieli nas taka duża różnica wieku, że zapewne minie śmiesznie mało czasu i pożałujemy naszej decyzji. Spanikowałem, bo zdałem sobie sprawę, że to może być prawda.
-Słucham? - wmurowało mnie. Totalnie mnie zatkało.
-Nie, nie. Nie chodzi mi o to, że bym tego żałował! - szybko się poprawił. - Jezu, oczywiście, że bym tego nie żałował! Chodziło mi o to, że ty mogłabyś żałować. Że mógłbym zmarnować Ci życie, nawet jeśli bardzo bym tego nie chciał. Ja wiem, że teraz brzmi to totalnie żałośnie, ale wtedy miało to sens. Nie chciałem, żeby opinia innych stała się pra...
-Opinia innych? Czy ty mówisz poważnie? - musiałam mu przerwać. - Andreas, do cholery, ja Cie kochałam! Kochałam Cię, oddałam Ci całą siebie, chciałam zostać twoją żoną do kurwy nędzy! Ważniejsza była dla ciebie opinia ludzi, którzy zawsze mówią więcej niż powinni, niż moja, osoby, której niecałą godzinę później miałeś przysięgać miłość przed ołtarzem i wszystkimi naszymi bliskimi? Co z tego, że inni sobie gadali. Niech gadali! W tamtym momencie liczyliśmy się my! Myślisz, że gdybym miała jakieś wątpliwości, albo gdyby chociaż przez sekundę przeszedł mi przez głowę pomysł, że mogłabym tego wszystkiego żałować, to czy wcisnęłabym się w tę cholerną białą kieckę i przyjechała do tego cholernego kościoła? Oczywiście, że nie, Ty samolubny kretynie! Byłam tam, bo byłeś dla mnie najważniejszy i w dupie miałam to, że jesteś ode mnie starszy i że w oczach niektórych ludzi, którzy najwyraźniej totalnie mnie nie znali, jestem jeszcze nie wiedzącą czego chce od życia gówniarą. W tamtym momencie chciałam Ciebie i tylko to się liczyło. Nie chcę ci teraz robić wywodów o tym, jak bardzo złamałeś mi tym serce ani jak długo musiałam sobie z tym wszystkim radzić, bo nie o to chodzi. Już nie. Chciałam po prostu zrozumieć, dlaczego tak się stało. Dlaczego jednego dnia powtarzałeś mi, jak bardzo nie możesz doczekać się tego, aż zostanę twoją żoną, a następnego mówisz mi, że "nie możesz". I szczerze powiedziawszy, przez myśl mi nie przeszło, że powód jest taki. Śmieszny, błahy i totalnie żałosny. - odsunęłam krzesło tylko po to, żeby pospiesznie z niego wstać. Wszystko zostało już wyjaśnione, więc nic tu więcej po mnie. - Teraz już wiem. Powodzenia w dalszym życiu, Andreas. - dodałam, odchodząc od stolika.
-Lena! - Szwed momentalnie znalazł się koło mnie, łapiąc za moją dłoń, a ja dosłownie przez sekundę poczułam dreszcz przebiegający przez całe moje ciało. Pospiesznie wyrwałam ją z jego uścisku. - Co mogę zrobić, żebyś mi to wybaczyła?
-Ależ ja Ci wybaczyłam. - uśmiechnęłam się, nieco smutnie, nieco wymuszenie, nieco zrezygnowanie. - Wybaczyłam ci, ale to nic nie zmienia. Podjąłeś decyzję kilka lat temu, teraz ponosisz jej konsekwencje. Do zobaczenia.
Kolejny raz chciałam odejść i kolejny raz nie było mi to dane.
-Byłaś i nadal jesteś kimś, kto znaczy dla mnie wszystko. Lena, ja się nie poddam, zawalczę o nas i o to, żebyś znowu była moja, choćbym miał poświęcić dla tego wszystko. Będę walczył, bo jest warto. - wypowiedział to, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z moich coraz szerzej z każdym słowem otwartych oczu. A potem nachylił się i złożył delikatny niczym muśnięcie pocałunek na moim policzku. - Do zobaczenia, kochanie.
I tym razem to on odszedł, zostawiając mnie stojącą przy wyjściu z kawiarni w totalnym osłupieniu.




*******

Także ten, no...
Co tam u Was?


3 komentarze:

  1. Niech spada na szczaw! Czemu tam nie było jakiegoś wysłannika, żeby przyłożył mu z filiżanki? Przydałoby się :D Przemyśl to na drugi raz. Kiedy 17? *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. To się porobiło... Biedna Lena, pewnie teraz będzie miała w głowie huragan myśli... No i Chris w końcu mógłby się odezwać! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Ps: mimo że rozdział pojawił się po bardzo długiej przerwie to warto było czekać i "czatować" na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiedziałam że jest ! Czekam na następny ;-) szczerze myślałam że jakoś przypadkiem tam znajdzie się Adrian ;)

    OdpowiedzUsuń