niedziela, 10 maja 2015

13.

Gdybym powiedziała, że dzisiejszy dzień był najzwyklejszym, normalnym dniem w moim życiu, prawdopodobnie urósł by mi nos wielkości Kilimandżaro, jeśli wierzyć w opowieści Pinokia. Było już późne popołudnie, dzień mijał bez większych sensacji, a mimo to nie mogłam narzekać na nudę. Atrakcji dostarczali mi dochodzący powoli do siebie Adrian i Darcy, który nadal był we wczesnym stadium walki z kacem. On jednak przynajmniej odnalazł w sobie na tyle siły, by podnieść swoje styrane ciało z materaca. Nie to co niektórzy.
Tak, piję tutaj do nikogo innego jak Chrisa Holdera.
Adrian z Darcym już trzy razy usiłowali ściągnąć go z łóżka, ale nie dali rady. Nie przemawiała do niego ani wizja oglądania meczu piłki nożnej, konkretniej rzecz ujmując ligi angielskiej, ani wizja zjedzenia naleśników na śniadanie (bardzo późne śniadanie), ani nawet ostatecznie wizja spędzenia z nami czasu, robiąc absolutnie nic spektakularnego. W dosadnych słowach kazał im spadać i zamknąć za sobą drzwi, pod żadnym pozorem nimi nie trzaskając. To i tak sukces, biorąc pod uwagę, że za pierwszym razem rzucił w Adriana książką, którą znalazł na stoliku stojącym koło łóżka. Drugim przedmiotem do wyboru był jego telefon, ale nie oszukujmy się, on kocha swojego iphone'a bardziej niż psychofanki kochają Grzegorza Zengotę.
Tak czy inaczej, siedzieliśmy w salonie, wpatrując się w jakiś program, w którym faceci kupują sobie totalne złomy za samochody i zamieniają je w totalne piękności, co szczerze powiedziawszy, ani trochę mnie nie obchodziło, ale z tą dwójką nie wygram. Nawet jeśli bym chciała, a uwierzcie mi, chciałam. Nawet delikatnie zasugerowałam, że może przełączymy program na coś innego, ale wystarczyło mi jedno spojrzenie, jakie ta dwójka mi posłała i potulnie zamknęłam buźkę.
Takie rzeczy, w moim własnym domu! Skandal!
Kiedy faceci na ekranie mojego telewizora po raz kolejny kłócili się między sobą o to, która część jest fajniejsza, lepsza i w ogóle stworzona przez boskie ręce, ziewnęłam głośno. Skłamałabym gdybym powiedziała, że wyspałam się za wsze czasy i ostatnia rzecz o jakiej teraz myślę to moje kochane, mięciutkie i cieplutkie łóżeczko.
-Lena, teraz twoja kolej. - odezwał się nagle Adrian, wyciągając mnie tym samym z cudownych marzeń o mnie i łóżku jako parze idealnej.
-Kolej na co? - uniosłam lekko brew ku górze, totalnie nie wiedząc, o co mu chodzi.
-Na spróbowanie wyciągnąć z wyra tego pajaca, zanim tam przyrośnie na amen. - przewalił oczami, najwyraźniej załamany moją niedomyślnością. - Nudno jak nie wiem co, na jakiś obchód miasta byśmy poszli, czy coś. - wzruszył ramionami, następnie przeciągając się na wszystkie strony.
-Możecie przerzucić się na angielski? To nie jest spowiedź, a wy nie jesteście tutaj sami. - palnął Darcy, splatając na torsie swoje ręce. Z tego wszystkiego nawet się nie zorientowałam, że do tej pory rozmawiałam z Adrianem po polsku, co w towarzystwie naszych kochanych Australijczyków jest absolutnie zabronione pod groźbą dożywocia w Azkabanie.
-Trzeba się było uczyć, gówniarzu, zamiast rzucać w szkołę kamieniami. - walnął Miedziak, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Zdając sobie sprawę z tego, że ten komentarz wywoła kolejną wojnę, burzę i kataklizm w jednym, z głośnym westchnięciem podniosłam się z kanapy i leniwym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju, w którym znajdował się Chris.
Weszłam do środka z lekką obawą, że unoszące się w powietrzu alkoholowe opary zabiją mnie w pierwszej sekundzie, ale całe szczęście nic takiego się nie stało. Ktoś trzeźwo myślący profilaktycznie uchylił lekko okno, przez które do środka napływało świeże, orzeźwiające powietrze. Chris nadal leżał zakopany niemal po same uszy w pościeli, z jedną ręką zwisającą poza łóżkiem, a drugą przyciskającą do siebie rąbek kołdry. Ten widok był tak uroczy, że po prostu musiałam wyciągnąć z kieszeni telefon i zrobić mu szybką fotkę. Aż dziwne, że ten człowiek, kiedy tylko się obudzi, jest takim wulkanem energii, który zdecydowanie preferuje aktywny tryb życia. Patrząc na niego teraz, jak spokojnie leży na brzuchu i miarowo oddycha, z lekkim uśmiechem na ustach (ciekawe co mu się śni), w życiu bym tego o nim nie powiedziała.
-Chris... - podeszłam do łóżka od wolnej strony i wygodnie się na nim rozsiadłam. - Hej, Chris, słyszysz mnie. - widząc, że nie reaguje, potrząsnęłam lekko jego ramieniem.
-Słyszę, ale udaję, że jednak nie. - wymruczał w poduszkę, totalnie zaspanym głosem. - Stało się coś? - zapytał, kiedy w końcu udało mu się otworzyć oczy i spojrzeć na mnie nadal lekko zamglonym wzrokiem.
-Nudzi mi się. - wzruszyłam ramionami. - Chłopakom zresztą też, a skoro im nie udało się ciebie obudzić, to teraz przyszła kolej na mnie.
-I tylko dlatego, że wam się nudzi, ja muszę przerwać cudowny, regenerujący relaks i opuścić wygodne łóżko? - spojrzał na mnie jak na nienormalną, a ja kolejny raz wzruszyłam ramionami.
-Tak jakby? - posłałam mu jeden z tych swoich niewinnych uśmieszków.
-Boże, widzisz i nie grzmisz. - westchnął głośno, ponownie kładąc z impetem głowę na poduszkę i przymykając na moment oczy. - A nie możesz tej nudy przekwalifikować na zmęczenie i chęć pospania?
-W sumie, małą drzemką bym nie pogardziła, ale te dwa, zapewne obecnie kłócące się w salonie, łosie będą jęczeć, że zostawiliśmy ich samych i że nie będą mieli, co ze sobą zrobić. - to prawda, oni czasami sprawiają wrażenie takich totalnych dzieci, których trzeba prowadzić wszędzie za rączkę, pokazywać wszystko palcem i broń boże nawet na chwilę nie spuszczać z oka.
-Jak nie mają co ze sobą zrobić, to niech sprzedadzą swoje ciała na organy. - burknął. - Olej ich. - uśmiechnął się szeroko.
-Iii? - przygryzłam lekko dolną wargę, czekając na alternatywę dla spędzenia czasu z duetem Miedziński/Ward.
-I poleż trochę ze mną. - kolejny uśmiech, posłany w moją stronę, na który nie mogłam odpowiedzieć niczym innym, jak tym samym. Nie musiał mnie specjalnie długo namawiać, bo pospiesznie wstałam z łóżka, zrzucając ze stóp skarpetki, odkładając na bok bluzę i wyciągając z kieszeni telefon, który spoczął na szafce tuż koło urządzenia Australijczyka. A sam Australijczyk odciągnął dla mnie kołdrę, pod którą momentalnie wskoczyłam, przybliżając się do niego delikatnie i mrucząc z przyjemności.
-Lepszy pomysł? - zapytał, poprawiając kołdrę i tym samym dokładniej mnie przykrywając. Te wszystkie małe gesty zawsze sprawiały, że wewnętrznie się rozpływałam, bo świadomość tego, że Chris jest jaki jest, że czasami (czasami...) ma totalnie poryte pomysły i podchodzi do życia na dużym luzie, ale i tak mimo wszystko cały czas się o mnie troszczy, w większy bądź mniejszy sposób, była najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić. I nie zamieniłabym jej na nic innego na całym świecie.
-Lepszy. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą z pełną świadomością. Przymknęłam oczy, delektując się chwilą, która parę sekund później stała się jeszcze wspanialsza za sprawą rąk bruneta, które przysunęły mnie jeszcze bliżej jego ciała i zamknęły w bezpiecznym, cudownym uścisku.
-Dobranoc. - wyszeptał, składając czuły pocałunek na moim czole, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Jestem cholerną szczęściarą.
I cholernie jest mi z tym dobrze.

*******

Kolejny wolny dzień zaczął się dla niego dokładnie tak samo, jak wszystkie poprzednie. Po ciężkiej nocy, podczas której męczyły go sny z brunetką w roli głównej, nastał jeszcze bardziej ciężki poranek, w którym uzmysławiał sobie, że żadna ze scen w jego głowie nie jest obecnie prawdą, co tylko sprawiało, że automatycznie tracił ochotę na cokolwiek. Po poranku było niemal tak samo. To samo śniadanie, te samo bieganie po śniadaniu, przeglądanie tych samych stron na internecie i to samo zastanawianie się, co robić dalej.
A pytanie to nie było takim prostym, jak mogłoby się wydawać.
Nie chodziło bynajmniej o to, co robić dalej z mijającym w powolnym tempie dniem, ale co robić dalej ze swoim życiem i całą tą sytuacją z Leną. Już nawet przestał liczyć wszystkie te razy, w których trzymał w dłoniach gotowy telefon z wybranym numerem do brunetki i tylko sekundy dzieliły go od naciśnięcia zielonej słuchawki, ale zawsze w ostatniej chwili się wycofywał. Bo co miał jej niby powiedzieć? "Cześć Lena, co słychać?" To brzmiało tak bardzo żałośnie, że bardziej już chyba się nie dało. Musiałby być chorym optymistą żeby myśleć, że Lena w ogóle chciałaby z nim rozmawiać. A już w ogóle co tu mówić, o normalnej rozmowie o życiu codziennym i wszystkich tych pierdołach. Do optymisty było mu daleko, a co za tym idzie, był przekonany, że jest na skazanej pozycji.
To tak bardzo popieprzona sprawa, że minęło już tyle czasu, zmienił środowisko, zmienił klub, za wszelką cenę starał się przywrócić w swoim życiu równowagę i ponownie zacząć z niego korzystać w pełni, ale nic na dłuższą metę się nie zmieniało. Nadal czuł się, jakby brakowało mu ważnej części ciała, a większość jego myśli zdominowana była przez tę na pozór spokojną, delikatną i pokorną brunetkę. Nie ważne co robił, czy siedział, czy biegał, czy oglądał telewizję, towarzyszyła mu zawsze. I to było najbardziej uciążliwe! Jedynym momentem, w którym wyłączał to całe myślenie, były chwile, w których się ścigał. Uwielbiał ten stan, kiedy mógł się wyłączyć, odłożyć wszystko na bok i skupić się na torze, swoim motocyklu i walce przez cztery okrążenia każdego biegu, w którym brał udział. To były te chwile, które pozwalały mu odreagować, zapomnieć o wszystkim i przez moment mieć tę głupią świadomość, że wszystko jest w porządku.
A potem mecz dobiegał końca, emocje opadały, adrenalina znikała z jego organizmu i wszystko wracało do normy.
To nie tak, że przez cały ten czas jedyną dziewczyną, jaka pojawiała się w jego życiu była Lena. Wręcz przeciwnie, spotykał się z wieloma, szukał, sprawdzał, analizował, ale za każdym razem pojawiała mu się w głowie ta jedna, irytująca, ale jednocześnie najważniejsza myśl: "to nie jest to". I coraz częściej przyłapywał się na myśleniu, że to nigdy nie będzie "to".
Nigdy bez niej.
-Och, pieprzyć to! - warknął pod nosem po szwedzku, sięgając po leżący niedaleko telefon i pospiesznie wystukując na ekranie kolejne słowa.
Co ma być, to będzie. Koniec z biernym przypatrywaniem się i udawaniem, że samo przejdzie.
Czas zawalczyć o to, co kiedyś było jego i co nadal jest dla niego najważniejsze.
Czas zawalczyć o Lenę.



*******
Nie mam nic innego do powiedzenia, poza głupim przepraszam.
A więc: przepraszam!

PS: drama time?