sobota, 16 sierpnia 2014

4.



Z niecierpliwością oczekiwałam na pierwszy wyścig. Przyznam się szczerze i bez bicia, że brakowało mi tych emocji jakie towarzyszą kibicowaniu na stadionie żużlowym. Hałas motocykli, charakterystyczny zapach metanolu, dreszczyk emocji... Naprawdę trzeba to przeżyć, żeby wiedzieć o czym mówię.
Prezentację obu drużyn w sumie przepuściłam. Nie chciałam przypadkiem natrafić się na uśmiechniętą twarz Andreasa. Dobra, później też będę musiała jakoś sobie z tym poradzić, ale wtedy będzie miał kask i mam nadzieję, że nie będzie miał zbyt dużo okazji do świętowania. Okej, jestem wredna.
W pierwszym biegu standardowo jechali juniorzy obu drużyn. Mocno ściskałam kciuki za naszego Darcyego, którego naprawdę zdążyłam polubić. Oczywiście, żeby nie było, za Mateusza również mocno zaciskałam pięści. Niestety, spod taśmy jak armata wystrzelił niejaki Emil Sajfutdinow i to on zwyciężył. Dwaj zawodnicy z Torunia byli kolejno na drugim i trzecim miejscu, więc cały mecz zaczął się od remisu 3:3.
W drugim biegu już nie miałam powodów do śmiechu. Spiker donośnym głosem oznajmił, że pod taśmą startową ustawił się między innymi właśnie Andreas Jonsson, a ja momentalnie poczułam jak ulatuje ze mnie powietrze. Zamknęłam oczy i skupiłam się na uspokojeniu swoich myśli. Ku jeszcze większej rozpaczy, wyżej wymieniony zawodnik wygrał ten bieg, więc siłą rzeczy stadion nie posiadał się z zachwytu. Na tablicy wyników widniało 6:6.
Kolejny wyścig już przebiegł po naszej myśli. 4:2 dla nas i pierwsze prowadzenie w tym meczu. Tylko niezadowolone kręcenie głową Adriana nie było tym, co chciałabym oglądać. No tak, w końcu jego ambicje są na wyższym poziomie niż trzecie miejsce. Oby później było lepiej, bo czarno widzę nasze wspólne siedzenie w mieszkaniu.
Czwarty bieg i kolejny remis. Wynik? 11:13.
Po krótkiej przerwie w końcu mieliśmy okazję żeby pozdzierać sobie gardła i w wesołym uniesieniu pomachać szalikami. Powód.? Podwójne zwycięstwo naszej pary Chris Holder, Robert Kościecha. 12:18 znacznie bardziej mi się podoba.
W szóstym biegu również nieznacznie wygraliśmy, konkretnie 4:2. Adrian przez długi czas starał się wyprzedzić zwycięzcę pierwszego biegu, czyli niejakiego Emila, jednak nie udała mu się ta sztuka i po raz kolejny na metę dojechał jako trzeci. Niezbyt dobrze...
W siódmym biegu po raz kolejny na tor wyjechał Andreas w parze z Jonasem Davidssonem. Z naszej strony był Wiesław Jaguś i Darcy Ward. Kolejny raz zamknęłam oczy i dopiero głos spikera oznajmił mi, że bieg zakończył się kolejnym remisem. Szwed dotarł jako trzeci.
W ósmym biegu po raz pierwszy wygrała drużyna z Bydgoszczy. Kurczę, ten Emil jest jakiś nieziemski. Do tej pory jechał cztery razy i tylko raz przyjechał drugi, resztę bez problemu wygrywał. Naprawdę, koleś jest nieziemski.
W biegu dziewiątym pod taśmą startową stanął Andreas razem z Adrianem. Mogłam sobie wyobrazić jak będzie iskrzyło na torze, no i rzeczywiście, Adrian razem z Ryanem za wszelką cenę próbowali wygrać, a najlepiej wywieźć Szweda gdzieś w bandę, jednak nie do końca im się to udało. Przyjechali na metę tuż za jego plecami. Adrian wymownie spojrzał w moim kierunku, kręcąc przecząco głową. Biedny, na pewno się starał.
Bieg dziewiąty bez historii, 4:2 dla nas i ogólny wynik 24:30.
W biegu jedenastym całe szczęście nie musiałam już zamykać oczu. Bynajmniej nie później. Andreas został wykluczony, nie pytajcie mnie za co, przez co wkurzony wrócił do parkingu, Anioły wygrały 5:1.
W biegu dwunastym miałam powody do dumy, bo Darcy objechał tego niezawodnego Emila, a z racji tego, że Chris był trzeci, kolejny raz mogliśmy dopisać do naszego wyniku cztery punkty.
Trzynasty i czternasty bieg to kolejne remisy, a Adrian po raz czwarty minął linię mety jako trzeci. Ogółem zdobył tylko cztery punkty, więc z opuszczoną głową czekał na zakończenie meczu.
W ostatnim, piętnastym biegu wygrali gospodarze 4:2, a wynik meczu został ustalony na 39:51 dla mojego ukochanego Torunia. Moje gardło było już w opłakanym stanie, więc marzyłam tylko i wyłącznie o powrocie do domu i wypiciu jakiejś ciepłej, malinowej herbaty. Potem zapewne będę starała się doprowadzić do porządku Adriana, który na pewno będzie się przejmował swoim słabym występem. Zresztą, może cztery punkty są poniżej jego możliwości, ale starał się i robił co mógł. Czasami zdarza się, że mamy słabszy dzień i nic nam nie wychodzi. Faceci, kompletnie nie potrafią przegrywać.
  
***

-Gratuluję moi drodzy! - weszłam do parkingu, ówcześnie tocząc miłą rozmowę z panami ochroniarzami, którzy całe szczęście mnie rozpoznali. No dobra, wymowny wzrok Wiesława Jagusia też pewnie pomógł im podjąć decyzję przepuszczenia mnie na tereny żużlowców.
-Tak wiem, moja zajebistość nie zna wprost granic. Gdzie mam złożyć autograf? - Chris teatralnie odrzucił włosy. - Na biuście też może być. - poruszał charakterystycznie brwiami.
-Głupi jesteś. - walnęłam go w ramię, przez co wszyscy parsknęliśmy śmiechem. - Ale naprawdę, jestem z was dumna. - widząc dziwną minę Adriana, dodałam: - Z Ciebie też, mój ty prywatny oszołomie!
-Kit z tym, ważne, że Bydgoszcz zdobyta. - machnął ręką, jakby nic się nie stało, jednak dobrze wiedziałam, że kiedy znajdziemy się już w domu, to na pewno będzie długo o tym rozmyślał.
-I teraz nie pozostaje nam nic innego jak świętowanie zwycięstwa. - dodał Darcy, który przesiąknął już wystarczająco Chrisem. Ja nie wiem, Australia to chyba jednak miejsce, gdzie rodzą się same imprezowe typy. Uwierzcie mi, Ryan tylko udaje takiego cichego i spokojnego. Posmakuje trochę piwa i odzywa się w nim dusza wodzireja imprezy.
-Na imprezowanie będzie jeszcze czas. - do chłopaków podszedł menedżer toruńskiego zespołu, Jacek Gajewski. - Gratuluję wyniku i mam nadzieję, że następny mecz będzie taki sam. Wracajcie w spokoju do domu, kolejne treningi według ustaleń. Jeszcze raz, dobra robota! - poklepał ich przyjacielsko po ramionach, po czym jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
-Okej, czyli gdzie pijemy? - Chris i jego filozofia życiowa. Wszyscy oczywiście wymownie spojrzeli na mnie.
-Ooo, zapomnijcie! Moje mieszkanie nie jest barem. - energicznie kiwałam głową na znak protestu. - Nie macie własnych domów, czy co?
-W sumie, możemy pójść do mnie. - wtrącił Ryan. - Ale według mnie o wiele lepszym wyjściem byłby powrót na chatę i oddanie się słodkiemu nic nie robieniu. Nie wiem jak wy, ale ja jestem totalnie wypompowany.
-Bo się starzejesz. - stwierdził Darcy, na co wszyscy oprócz Sullivana parsknęliśmy śmiechem. - No co, taka prawda.
-Poczekaj gówniarzu, jeszcze się policzymy. - w żartach pogroził mu palcem.
-Dobra, to wy idźcie się ogarnąć, czy co tam jeszcze musicie zrobić. - wymownie na nich spojrzałam, gdyż mieli na sobie jeszcze kombinezony i najwyraźniej nie spieszno im było z nich wyskoczyć. - Bo inaczej się z wami między ludźmi nie pokażę. Ja sobie tutaj poczekam gdzieś.
-Jesteś pewna? - zapytał Adrian. - Możesz zawsze iść z nami, czy coś...
-Daj spokój, jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać... Chyba.. - dodałam po chwili, co wywołało u niego parsknięcie śmiechem. - Tak czy inaczej wtopię się gdzieś tak, żeby mnie nie było widać i poczekam na was.
Wszyscy pokiwali głową na znak zgody, po czym zniknęli gdzieś w obrębie swoich boksów.
Ja natomiast przycupnęłam sobie na niewielkim murku w pobliżu miejsca, z którego wcześniej wychodziłam na trybunę. Podciągnęłam kolana pod samą brodę, wzdychając głośno.
Chyba ten dzień jednak nie był taki zły, jak to z góry zakładałam. Cały czas obawiałam się tego, że moja psychika nie wytrzyma samej świadomości, że On jest tak blisko mnie, że wystarczy otworzyć oczy i zobaczę jego sylwetkę w tak niewielkiej odległości. Bałam się, że poprzednie miesiące powrócą ze zdwojoną siłą, że rany ponownie się otworzą i po raz kolejny moje wnętrze rozpadnie się na mikroelementy. Naprawdę nie chciałam tego kolejny raz przechodzić od nowa. To nie był szczęśliwy okres mojego życia, do którego chętnie wracam wspomnieniami. Szczerze powiedziawszy najlepiej bym się czuła, gdybym mogła go wyciąć z mojego życiorysu, ot tak, po prostu.
Najwyraźniej Adrian miał rację mówiąc, że jestem w stanie wytrzymać to wszystko. I że wcale nie muszę od razu rzucać się na głęboką wodę i torturować beznadziejnym wpatrywaniem się w niego.
-Lena? - tuż obok mnie rozległ się głos wymawiający moje imię, a ja dopiero teraz zostałam wyrwana z głębokiego zamysłu. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko, ręce zaczęły się trząść i pocić, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mnie dreszcz.
Bo doskonale wiedziałam, do kogo ten głos należy.
Najwyraźniej przysłowie 'nie chwal dnia przed zachodem słońca' w tym momencie sobie ze mnie w perfidny sposób zadrwiło.
Z odrętwieniem odwróciłam głowę w lewo i mój wzrok spoczął na zdziwionej twarzy Andreasa Jonssona. 



***
Jeb ;d
W następnym w końcu coś się dzieje ;)
<3

2 komentarze:

  1. Po prostu dostaję szału jak widzę to zakończenie! No co to ma być? Akcja się dzieję, ja chcę wiedzieć co dalej, a tutaj ZNOWU trzeba czekać 683490490 lat świetlnych! Co ja mam tu komentować skoro akcja będzie w następnym! Niech "Wy" zabierają się do roboty! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Award! :) :*
    Szczegóły u mnie na blogu, w zakładce "Liebster Award" :3

    http://wygranym-jest-ten-co-staje-na-starcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń