Z
niecierpliwością oczekiwałam na pierwszy wyścig. Przyznam się szczerze i bez
bicia, że brakowało mi tych emocji jakie towarzyszą kibicowaniu na stadionie
żużlowym. Hałas motocykli, charakterystyczny zapach metanolu, dreszczyk
emocji... Naprawdę trzeba to przeżyć, żeby wiedzieć o czym mówię.
Prezentację
obu drużyn w sumie przepuściłam. Nie chciałam przypadkiem natrafić się na
uśmiechniętą twarz Andreasa. Dobra, później też będę musiała jakoś sobie z tym
poradzić, ale wtedy będzie miał kask i mam nadzieję, że nie będzie miał zbyt
dużo okazji do świętowania. Okej, jestem wredna.
W
pierwszym biegu standardowo jechali juniorzy obu drużyn. Mocno ściskałam kciuki
za naszego Darcyego, którego naprawdę zdążyłam polubić. Oczywiście, żeby nie
było, za Mateusza również mocno zaciskałam pięści. Niestety, spod taśmy jak
armata wystrzelił niejaki Emil Sajfutdinow i to on zwyciężył. Dwaj zawodnicy z
Torunia byli kolejno na drugim i trzecim miejscu, więc cały mecz zaczął się od
remisu 3:3.
W drugim
biegu już nie miałam powodów do śmiechu. Spiker donośnym głosem oznajmił, że
pod taśmą startową ustawił się między innymi właśnie Andreas Jonsson, a ja
momentalnie poczułam jak ulatuje ze mnie powietrze. Zamknęłam oczy i skupiłam
się na uspokojeniu swoich myśli. Ku jeszcze większej rozpaczy, wyżej wymieniony
zawodnik wygrał ten bieg, więc siłą rzeczy stadion nie posiadał się z zachwytu.
Na tablicy wyników widniało 6:6.
Kolejny
wyścig już przebiegł po naszej myśli. 4:2 dla nas i pierwsze prowadzenie w tym
meczu. Tylko niezadowolone kręcenie głową Adriana nie było tym, co chciałabym
oglądać. No tak, w końcu jego ambicje są na wyższym poziomie niż trzecie
miejsce. Oby później było lepiej, bo czarno widzę nasze wspólne siedzenie w
mieszkaniu.
Czwarty
bieg i kolejny remis. Wynik? 11:13.
Po
krótkiej przerwie w końcu mieliśmy okazję żeby pozdzierać sobie gardła i w
wesołym uniesieniu pomachać szalikami. Powód.? Podwójne zwycięstwo naszej pary
Chris Holder, Robert Kościecha. 12:18 znacznie bardziej mi się podoba.
W szóstym
biegu również nieznacznie wygraliśmy, konkretnie 4:2. Adrian przez długi czas
starał się wyprzedzić zwycięzcę pierwszego biegu, czyli niejakiego Emila,
jednak nie udała mu się ta sztuka i po raz kolejny na metę dojechał jako
trzeci. Niezbyt dobrze...
W siódmym
biegu po raz kolejny na tor wyjechał Andreas w parze z Jonasem Davidssonem. Z
naszej strony był Wiesław Jaguś i Darcy Ward. Kolejny raz zamknęłam oczy i
dopiero głos spikera oznajmił mi, że bieg zakończył się kolejnym remisem. Szwed
dotarł jako trzeci.
W ósmym
biegu po raz pierwszy wygrała drużyna z Bydgoszczy. Kurczę, ten Emil jest jakiś
nieziemski. Do tej pory jechał cztery razy i tylko raz przyjechał drugi, resztę
bez problemu wygrywał. Naprawdę, koleś jest nieziemski.
W biegu
dziewiątym pod taśmą startową stanął Andreas razem z Adrianem. Mogłam sobie
wyobrazić jak będzie iskrzyło na torze, no i rzeczywiście, Adrian razem z
Ryanem za wszelką cenę próbowali wygrać, a najlepiej wywieźć Szweda gdzieś w
bandę, jednak nie do końca im się to udało. Przyjechali na metę tuż za jego
plecami. Adrian wymownie spojrzał w moim kierunku, kręcąc przecząco głową.
Biedny, na pewno się starał.
Bieg
dziewiąty bez historii, 4:2 dla nas i ogólny wynik 24:30.
W biegu
jedenastym całe szczęście nie musiałam już zamykać oczu. Bynajmniej nie
później. Andreas został wykluczony, nie pytajcie mnie za co, przez co wkurzony
wrócił do parkingu, Anioły wygrały 5:1.
W biegu
dwunastym miałam powody do dumy, bo Darcy objechał tego niezawodnego Emila, a z
racji tego, że Chris był trzeci, kolejny raz mogliśmy dopisać do naszego wyniku
cztery punkty.
Trzynasty
i czternasty bieg to kolejne remisy, a Adrian po raz czwarty minął linię mety
jako trzeci. Ogółem zdobył tylko cztery punkty, więc z opuszczoną głową czekał
na zakończenie meczu.
W
ostatnim, piętnastym biegu wygrali gospodarze 4:2, a wynik meczu został
ustalony na 39:51 dla mojego ukochanego Torunia. Moje gardło było już w
opłakanym stanie, więc marzyłam tylko i wyłącznie o powrocie do domu i wypiciu
jakiejś ciepłej, malinowej herbaty. Potem zapewne będę starała się doprowadzić
do porządku Adriana, który na pewno będzie się przejmował swoim słabym
występem. Zresztą, może cztery punkty są poniżej jego możliwości, ale starał
się i robił co mógł. Czasami zdarza się, że mamy słabszy dzień i nic nam nie wychodzi.
Faceci, kompletnie nie potrafią przegrywać.
***
-Gratuluję
moi drodzy! - weszłam do parkingu, ówcześnie tocząc miłą rozmowę z panami
ochroniarzami, którzy całe szczęście mnie rozpoznali. No dobra, wymowny wzrok
Wiesława Jagusia też pewnie pomógł im podjąć decyzję przepuszczenia mnie na
tereny żużlowców.
-Tak
wiem, moja zajebistość nie zna wprost granic. Gdzie mam złożyć autograf? -
Chris teatralnie odrzucił włosy. - Na biuście też może być. - poruszał
charakterystycznie brwiami.
-Głupi
jesteś. - walnęłam go w ramię, przez co wszyscy parsknęliśmy śmiechem. - Ale
naprawdę, jestem z was dumna. - widząc dziwną minę Adriana, dodałam: - Z Ciebie
też, mój ty prywatny oszołomie!
-Kit z
tym, ważne, że Bydgoszcz zdobyta. - machnął ręką, jakby nic się nie stało,
jednak dobrze wiedziałam, że kiedy znajdziemy się już w domu, to na pewno
będzie długo o tym rozmyślał.
-I teraz
nie pozostaje nam nic innego jak świętowanie zwycięstwa. - dodał Darcy, który
przesiąknął już wystarczająco Chrisem. Ja nie wiem, Australia to chyba jednak
miejsce, gdzie rodzą się same imprezowe typy. Uwierzcie mi, Ryan tylko udaje
takiego cichego i spokojnego. Posmakuje trochę piwa i odzywa się w nim dusza
wodzireja imprezy.
-Na
imprezowanie będzie jeszcze czas. - do chłopaków podszedł menedżer toruńskiego
zespołu, Jacek Gajewski. - Gratuluję wyniku i mam nadzieję, że następny mecz
będzie taki sam. Wracajcie w spokoju do domu, kolejne treningi według ustaleń.
Jeszcze raz, dobra robota! - poklepał ich przyjacielsko po ramionach, po czym
jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
-Okej,
czyli gdzie pijemy? - Chris i jego filozofia życiowa. Wszyscy oczywiście
wymownie spojrzeli na mnie.
-Ooo,
zapomnijcie! Moje mieszkanie nie jest barem. - energicznie kiwałam głową na
znak protestu. - Nie macie własnych domów, czy co?
-W sumie, możemy pójść do mnie. - wtrącił Ryan. - Ale według mnie o wiele lepszym wyjściem byłby powrót na chatę i oddanie się słodkiemu nic nie robieniu. Nie wiem jak wy, ale ja jestem totalnie wypompowany.
-W sumie, możemy pójść do mnie. - wtrącił Ryan. - Ale według mnie o wiele lepszym wyjściem byłby powrót na chatę i oddanie się słodkiemu nic nie robieniu. Nie wiem jak wy, ale ja jestem totalnie wypompowany.
-Bo się
starzejesz. - stwierdził Darcy, na co wszyscy oprócz Sullivana parsknęliśmy
śmiechem. - No co, taka prawda.
-Poczekaj
gówniarzu, jeszcze się policzymy. - w żartach pogroził mu palcem.
-Dobra,
to wy idźcie się ogarnąć, czy co tam jeszcze musicie zrobić. - wymownie na nich
spojrzałam, gdyż mieli na sobie jeszcze kombinezony i najwyraźniej nie spieszno
im było z nich wyskoczyć. - Bo inaczej się z wami między ludźmi nie pokażę. Ja
sobie tutaj poczekam gdzieś.
-Jesteś
pewna? - zapytał Adrian. - Możesz zawsze iść z nami, czy coś...
-Daj
spokój, jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać... Chyba.. -
dodałam po chwili, co wywołało u niego parsknięcie śmiechem. - Tak czy inaczej
wtopię się gdzieś tak, żeby mnie nie było widać i poczekam na was.
Wszyscy
pokiwali głową na znak zgody, po czym zniknęli gdzieś w obrębie swoich boksów.
Ja
natomiast przycupnęłam sobie na niewielkim murku w pobliżu miejsca, z którego
wcześniej wychodziłam na trybunę. Podciągnęłam kolana pod samą brodę,
wzdychając głośno.
Chyba ten
dzień jednak nie był taki zły, jak to z góry zakładałam. Cały czas obawiałam
się tego, że moja psychika nie wytrzyma samej świadomości, że On jest tak
blisko mnie, że wystarczy otworzyć oczy i zobaczę jego sylwetkę w tak
niewielkiej odległości. Bałam się, że poprzednie miesiące powrócą ze zdwojoną
siłą, że rany ponownie się otworzą i po raz kolejny moje wnętrze rozpadnie się
na mikroelementy. Naprawdę nie chciałam tego kolejny raz przechodzić od nowa.
To nie był szczęśliwy okres mojego życia, do którego chętnie wracam
wspomnieniami. Szczerze powiedziawszy najlepiej bym się czuła, gdybym mogła go
wyciąć z mojego życiorysu, ot tak, po prostu.
Najwyraźniej
Adrian miał rację mówiąc, że jestem w stanie wytrzymać to wszystko. I że wcale
nie muszę od razu rzucać się na głęboką wodę i torturować beznadziejnym
wpatrywaniem się w niego.
-Lena? -
tuż obok mnie rozległ się głos wymawiający moje imię, a ja dopiero teraz
zostałam wyrwana z głębokiego zamysłu. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie
szybko, ręce zaczęły się trząść i pocić, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mnie
dreszcz.
Bo
doskonale wiedziałam, do kogo ten głos należy.
Najwyraźniej
przysłowie 'nie chwal dnia przed zachodem słońca' w tym momencie sobie ze mnie
w perfidny sposób zadrwiło.
Z
odrętwieniem odwróciłam głowę w lewo i mój wzrok spoczął na zdziwionej twarzy
Andreasa Jonssona.
***
Jeb ;d
W następnym w końcu coś się dzieje ;)
<3
Po prostu dostaję szału jak widzę to zakończenie! No co to ma być? Akcja się dzieję, ja chcę wiedzieć co dalej, a tutaj ZNOWU trzeba czekać 683490490 lat świetlnych! Co ja mam tu komentować skoro akcja będzie w następnym! Niech "Wy" zabierają się do roboty! :D
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! :) :*
OdpowiedzUsuńSzczegóły u mnie na blogu, w zakładce "Liebster Award" :3
http://wygranym-jest-ten-co-staje-na-starcie.blogspot.com