piątek, 20 czerwca 2014

2.



Kiedy po raz pierwszy spotkałam Andreasa, nie od razu poczułam, że coś zaiskrzyło. Nie była to typowa 'miłość od pierwszego wejrzenia' gdzie 'delektowałam się jego spojrzeniem i upajałam uśmiechem'. Nic z tych rzeczy.
Pomyślałam, że byłby doskonałym kandydatem na kumpla. Z tym swoim uroczym szwedzkim akcentem, lekko wysuniętymi przednimi zębami i oczami pełnymi wesołych iskierek potrafił zjednywać sobie ludzi. Nie byłam żadnym wyjątkiem od tej reguły.
Trzy miesiące później wszystko uległo zmianie.
Do tej pory pamiętam, jak spotkaliśmy się wieczorem na toruńskim Bulwarze, gdzie o tej porze dnia aż roiło się od zakochanych par i roześmianej młodzieży. Może to ten nastrój, albo ten klimat tak na nas wpłynęły, ale daliśmy się ponieść emocji i w krótką chwilę z kategorii przyjaciela awansował na stanowisko miłości mojego życia.
Jedynym problemem, jaki w tym momencie wydawał się nie do przeskoczenia, była różnica wieku. Ja byłam niedoświadczoną, szesnastoletnią gówniarą, podczas gdy on miał już na karku swoje dwadzieścia trzy lata. Wiem, dla niektórych może to być gorszące, ohydne, czy jakie kto tam woli. W końcu, jakby nie patrzeć dzieliło nas od siebie siedem lat.
Dla nas nie miało to znaczenia. Byliśmy zakochani i tylko to się liczyło. Opinie innych, a uwierzcie mi, że było ich dużo, począwszy od tych w stylu 'ale oni są zakochani' po 'dziewczyna leci na jego kasę, albo lubi starszych', nie robiły na nas jakiegokolwiek wrażenia. Byliśmy zamknięci w swoim małym, szczęśliwym świecie, gdzie nie było miejsca na złość czy rozczarowanie.
Kolejne kilka miesięcy później poznałam jego rodziców.
Państwo Jonsson okazali się sympatyczną parą, którzy nade wszystko stawiali szczęście swojego syna. Przyznaję bez bicia, że przez całą drogę do jego rodzinnego Hallstavik w Szwecji, miałam duszę na ramieniu. Bałam się jak nigdy, że jego rodzice mnie nie zaakceptują, że różnica wieku wszystko przekreśli i skutecznie wybiją mu z głowy wszelakie romanse ze mną.
Całe szczęście, myliłam się i to całkowicie. Jego mama wyściskała mnie serdecznie napominając o tym 'ile to nasz Andreas nam o tobie nie naopowiadał!', a jego ojciec z uśmiechem dodał: 'cieszę się, że w końcu mamy okazję cię poznać'. Nie powiem, zaskoczyli mnie, ale jak najbardziej pozytywnie. Tym sposobem zyskałam sobie sympatię i akceptację jego rodziców.
Z moimi rodzicami było natomiast dość dziwnie.
Na początku ucieszyli się, że jestem taka radosna, że mam w kimś oparcie i że naprawdę kogoś kocham, a mimo wszystko nie przedkładam tego nad wszystkie inne obowiązki pokroju szkoły czy rodziny. Kiedy usłyszeli kim jest Andreas i ile ma lat, nie powiem żeby byli żywcem wzięci do nieba, ale całe szczęście szybko zmienili zdanie.
Andreas wkupił się w ich łaski już przy pierwszym spotkaniu, kiedy to totalnie stremowany wręczył mojej mamie bukiet jej ulubionych żółtych tulipanów, a mojemu tacie butelkę jakiegoś dobrego wina. Wiedział jak ich podejść i wykorzystał to w perfidny sposób. Ważne, że wszystko ułożyło się jak najbardziej pozytywnie.
Ach, nie powiedziałam jeszcze kim jest Andreas?
Otóż Andreas jest żużlowcem. Szwedzkim żużlowcem. Szwedzkim żużlowcem reprezentującym barwy bydgoskiej Polonii jeśli mam być dokładna. Temu sportowi oddaje całego siebie i niezaprzeczalnie kocha to co robi. Miał szczęście, że ja sama wychowałam się w Toruniu, gdzie sport ten jest prawie świętem, a tata zabierał mnie na mecze odkąd tylko pamiętam. No i tym bardziej miał szczęście, że rozumiałam świat żużlowców, ich ciężką pracę i ciągłe wyjazdy w trakcie trwania sezonu, gdyż moim najlepszym i chyba jedynym prawdziwym przyjacielem był Adrian.
Miedziński Adrian. Wychowanek naszego ukochanego Apatora.
Przez kolejne trzy lata nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek się kłócili, tudzież mieli tak zwane 'ciche dni'. Cały czas trwała u nas niezmącona sielanka, która w końcu mogła prowadzić tylko do jednego.
'Matko Boska, jesteś w ciąży?!' – tak powitała mnie mama, kiedy oznajmiłam jej szczęśliwą nowinę dotyczącą tego, iż planujemy z Andreasem wziąć ślub. Nie dziwie się jej, w końcu która normalna dziewczyna w wieku dziewiętnastu lat planuje ślub? Najwyraźniej, ja nie mieszczę się w kategorii 'normalna'. Masakra konkretna.
Pomimo wszystko, wszyscy dookoła nas wspierali, cała ta sprawa nie ujrzała światła dziennego, także w żadnej gazecie tudzież internetowym portalu nie mogłam przeczytać nic o 'ślubie bydgoskiego żużlowca'.
I jeśli patrzeć na to przez pryzmat czasu, to chyba raczej dobrze.
Jedyną osobą spoza najbliższej rodziny, która o tym wiedziała był Adrian. Adrian, który tylko pokiwał głową, parsknął śmiechem i stwierdził 'macie we łbach nie po kolei'. A skoro wiedział Adrian, to wiedziała też cała toruńska drużyna.  Między nimi nie ma tajemnic.
Teraz, kiedy myślę o tym wszystkim, dochodzę do wniosku, że byłam totalnie głupia i nieodpowiedzialna. Zachowywałam się jak typowa, wielce zakochana małolata, która ma wyidealizowane plany dotyczące swojej karmelowej wprost przyszłości.
Oby to była moja nauczka na następne lata, że nie warto tak szybko ulegać zgubnym emocjom.

***

-Lena, zrobisz mi kaw? - z salonu dało się słyszeć głos Adriana. Od tygodnia już prawie zamieszkał u mnie w domu, śpiąc na niewygodnej kanapie.
-A nie możesz sobie sam zrobić? - mruknęłam. - Primadonna, cholera jasna. - dodałam, uśmiechając się szeroko w jego stronę.
-Nie dyskutuj kobieto, tylko zrób. Mistrz Polski nie może się przemęczać. - odpowiedział mi tym samym. Nie pochwaliłam go jeszcze? No to teraz to zrobię. W zeszłym roku nasze kochane Anioły zdobyły upragniony złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Robi wrażenie, prawda? - I w ogóle musimy pomyśleć o jakichś planach na dzisiaj. W przyszłym tygodniu startuje już liga, więc siłą rzeczy ograniczą się nasze kontakty. - westchnął głośno, odkładając pilot od telewizora na stolik, przerywając tym samym swoje pasjonujące zajęcie, jakim było bezsensowne przełączanie kanałów z prędkością światła.
-Już nie udawaj, że się nie cieszysz na samą myśl o pierwszym meczu. - usiadłam koło niego na kanapie. - Dobrze wiem, że się doczekać nie możesz.
-Och, wiesz jak jest. - parsknął śmiechem. - Same treningi z zespołem już dodają mi skrzydeł. Totalnie nie mogę się doczekać inauguracji sezonu! Ale z drugiej strony od nowa zacznie się harówka, presja i inne duperele. Zwariować można.
-Taaa, coś o tym wiem. - skrzywiłam się na myśl, że przecież żużel póki co kojarzy mi się tylko z jedną osobą. Mimo wszystko, wcale nie łatwo jest wyrzucić całą przeszłość z pamięci, choćby nie wiem jak bardzo się chciało. A chęci mi nie brakowało.
Adrian najwyraźniej trafnie odgadł co mi chodzi po głowie, bo automatycznie otoczył mnie swoim ramieniem i musnął swoimi wargami czubek mojej głowy.
-Nie dam cię skrzywdzić, nie masz się czego bać. - wyszeptał, z twarzą nadal ukrytą w moich włosach. - Nikt, ani nic nie zakłóci twojego spokoju, możesz być tego pewna. Na derbach zamknę tego idiotę w łazience, żeby nie denerwował Cię swoim widokiem. - dodał, chcąc najwyraźniej rozładować napiętą atmosferę.
-Wiem Adrian, wiem. - szepnęłam, spoglądając wprost w jego niebieskie tęczówki. - I kocham Cię za to, jak rodzonego brata. - dodałam. - A w ramach częściowej rekompensaty zrobię ci tę kawę, niech stracę.
-I to mi się podoba. - kolejny raz pokazał całe swoje uzębienie w geście szerokiego uśmiechu, po czym powrócił do swojego pasjonującego zajęcia jakim jest operowanie pilotem od telewizora.
Ach, mój kochany, poczciwy, niezastąpiony i jedyny w swoim rodzaju Adrian.

***


-Jezuu, jak zimno. - marudziłam już od dobrych piętnastu minut. - Przecież mi już zamarzły chyba nawet zęby.
-Lena, zrób coś dla ludzkości i ucisz się w końcu. - Adrian przewalił oczami. - Nikt Ci nie kazał ze mną iść. Zrobiłaś to na własną odpowiedzialność, więc sorry Batory, ale jęcz w myślach.
-Zero współczucia. - poprawiłam szalik, opatulając się nim jeszcze szczelniej. - Ja to z dobrego serca zrobiłam, żeby Ci smutno nie było i ogółem żeby dotrzymać Ci towarzystw.! Widzisz, jaka ze mnie miłość do całego świata się wylewa?
-Taak, wstąp do Green Peace. - prychnął. - Chwała Ci za to co robisz, normalnie padłbym na kolana, ale wątpię czy z tej breji bym się potem podniósł. - kiwnął głową w kierunku chodnika i jakże cudownej mieszaniny deszczu, śniegu i piachu na nim zalegającej. Że o śmieciach w ogóle nie wspomnę. - W domu może wyjątkowo dostaniesz kolację.
-Pfff, i bądź tu człowieku uczuciowy. - oburzyłam się, na co Adrian tylko parsknął śmiechem i otoczył mnie swoim ramieniem.
-Już widzę jak chłopaki się pewnie ucieszą. Zrobisz im niezłą niespodziankę.
-O ile nie rozerwą mnie na strzępy, że nie dawałam żadnego znaku życia. - westchnęłam głośno. - Jedynie, zwieję do łazienki.
-Tak, jeśli w ogóle zdążysz. Refleks u żużlowca to podstawa. - stwierdził.
Resztę drogi do siedziby zarządu klubu KS Unibax Toruń przebyliśmy w ciszy. Sama nie wiem co mnie podkusiło, żeby iść dzisiaj na spotkanie drużyny razem z Adrianem. Do tej pory raczej omijałam temat żużlowy, wykręcając się między innymi z propozycji wyjazdu na Węgry. Chłopacy cierpią, bo nasz nowy stadion nie jest jeszcze w pełni skończony, więc przedsezonowe treningi musieli odbywać na obcych obiektach, a nie było co śnić, żeby ktoś w kraju udostępnił im swój stadion. W końcu akurat stadion jest dla każdej drużyny niczym świątynia, gdzie inni rzadko kiedy mają okazję rozwijać swoje możliwości. W przypadku torunian nie jest inaczej. Sami też strzegą swojego 'sanktuarium' i nie otwierają go dla niepotrzebnych celów.
Zeszły sezon był ostatnim na starym stadionie przy ulicy Broniewskiego 98. Teraz swoje mecze będą rozgrywać na najnowocześniejszym stadionie na świecie, który naprawdę robi piorunujące wrażenie od wewnątrz i od zewnątrz. W środku miałam okazję być po znajomości. Adrian się kłania xD. Czasami cieszę się, że mam takiego a nie innego przyjaciela. Przynajmniej mam wstęp tam gdzie inni nie mają. Trzeba sobie jakoś w życiu radzić^.
Zarząd klubu nie był jakimś mega wielkim gmachem z czterdziestoma piętrami i Bóg jeden wie z czym jeszcze. Tymczasowo chłopaki spotykali się w siedzibie firmy Unibax. W normalnych warunkach tego typu spotkania odbywałyby się w Sali konferencyjnej na stadionie, ale cóż, stadionu póki co nie ma.
W czymś w rodzaju pokoju odpraw siedzieli już wszyscy. Prezesi, trenerzy, główni sponsorzy, przedstawiciele ekipy, która buduje nową MotoArenę i co najważniejsze-sami zawodnicy.
Nie powiem, żeby na mój widok nic nie uległo zmianie. Na moment przestali ze sobą rozmawiać, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami i dolną szczęką gdzieś w okolicach kolan. Pierwszy ogarnął się Ryan.
-Lena? - podszedł do nas. - Lena, Lena, Lena! Ale dałaś się nam stęsknić! - poczochrał mnie po włosach, przytulając następnie mocno do siebie. - Już prawie zapomniałem jak wyglądasz. I naprawdę cieszę się, że jesteś.
-Dobra, spadaj już. Moja kolej. - teraz z kolei na horyzoncie pojawił się Chris, chyba najbardziej zwariowany i nieobliczalny zawodnik, jakiego do tej pory miałam okazję poznać. - Gdybyś była facetem pewnie dostałabyś ode mnie w ryj, ale że ty to ty, to mogę Ci co najwyżej pogrozić palcem. Adrian, mam nadzieję, że dałeś jej już jakąś mega ciężką karę na wieczną pokutę? - zwrócił się do mojego przyjaciela, który tylko parsknął głośno śmiechem. - Kamieniołomy, układanie kostki brukowej, dożywotnie sprzątanie albo czyszczenie kewlarów całej naszej drużynie pasowałoby idealnie. – dodał.
Następny przywitać się przyszedł Robert, również jak najbardziej pozytywnie nastawiony do życia człowiek, do wszystkiego podchodzący z uśmiechem i radością. Wiesław tylko uścisnął mnie lekko, wracając na swoje miejsce. No tak, on nigdy nie spoufala się z nikim. Jest zamknięty w sobie, całkowicie skupiony na tym co robi. Potem podchodzili juniorzy, a na końcu nowy nabytek drużyny: Darcy.
-Darcy Ward. Dużo o Tobie słyszałem. - wystawił w moim kierunku rękę. - Miło mi Cię w końcu poznać.
-A ja właśnie o Tobie nic nie słyszałam. - spojrzałam groźnie na Adriana. - Ale mam nadzieję, że szybko to nadrobimy. - posłałam mu jeden z moich najbardziej promiennych uśmiechów. Rozejrzałam się po sali, bo kogoś mi brakowało.
-Co jest? - Adrian chyba zauważył moją zdziwioną minę.
-A gdzie Hans? - zapytałam cicho. Mój przyjaciel westchnął tylko głośno.
-Odszedł. - odparł krótko. - Przeszedł do Gdańska. Wiesz, większe pieniądze.
Niby w świecie żużlowym zmiana klubów nie jest czymś nadzwyczajnym. Dostajesz lepszy kontrakt i długo się nie zastanawiasz. Mimo wszystko, dziwnie było dowiedzieć się, że ktoś, kto tworzył tę wspaniałą, złotą ekipę, tak po prostu odszedł. Bo dostał więcej pieniędzy.
Pod tym względem naprawdę podziwiam Wiesława. Ten filigranowych rozmiarów żużlowiec, nigdy nie miał łatwo. Na wszystko musiał zapracować sobie sam i to wcale nie będąc najlepszym ze swoich rówieśników. Mimo wszystko nigdy się nie załamał, nie poddał, a co najważniejsze nigdy nie opuścił drużyny. Był z nią w momentach chwały i w momentach całkowitej rozsypki. Był wierny tylko jednemu klubowi. Naszemu klubowi. I za to cały czas będę go podziwiała.
-Nie to żebym płakał. Sodówka uderzyła mu do głowy i tyle. - Chris wzruszył ramionami, najwyraźniej słysząc o czym rozmawiamy. - Teraz tylko czekam na mecz z Lotosem, żeby móc mu dokopać. Niech pluje sobie w brodę, że nas zostawił.
-Odpuść sobie. - Ryan poklepał go po ramieniu. - Zrobił co zrobił, nam juz nic do tego. Zajmujesz jego miejsce jako senior, więc się teraz wykaż.
-Ach, seniorskie życie. - palnął, z błogą miną. - Jeszcze więcej fanek i całego rozwrzeszczanego tłumu. Mmm..
-Te, Dyzio Marzyciel, przymknij się już. - Adrian uderzył go lekko w głowę, kiwając w kierunku prezesa Stępniewskiego, który najwyraźniej chciał rozpocząć już spotkanie.

*******

Nie powiem, żeby to było jakieś mega ekscytujące przeżycie. Chłopacy dowiedzieli się tylko, że ich przypuszczenia się sprawdziły, a mianowicie pierwszą kolejkę trzeba będzie przełożyć, z racji tego, że stadion nie jest jeszcze dokończony. Przyjęli to ze stoickim spokojem, jednak wiem, jak bardzo byli z tego powodu zawiedzeni.
Rozmawiali długo na temat postawy poszczególnych zawodników, innych drużyn, tegorocznych derbów z Polonią. Słowem, rozmawiali o wszystkim, co dotyczy nowego sezonu 2009.
-Idziemy gdzieś? - zapytał Chris, kiedy prawie cztery godziny później wyszliśmy z budynku zarząd. Na dworze było już totalnie ciemno i przy okazji jeszcze zimniej niż popołudniu.
-Wybij to sobie z głowy. Zimno jest. - jakby na potwierdzenie swoich słów, wtuliłam się mocniej w mój szalik.
-Kobiety. - przewalił oczami. - Przecież nie będę teraz siedział sam w hotelu jak taki malinowy cieć. Poza tym Darcy jest ciekawy Torunia, prawda? - zwrócił się do swojego młodszego kolegi.
-Przecież on jest tu już od tygodnia. - słusznie zauważył Ryan.
-To może ja was zapraszam do siebie? - wtrąciłam.
-Ooo i to jest myśl! - poparł mnie Adrian. - Jakieś piwko, filmik, dobre jedzenie. Przynajmniej będzie ciepło.
-Niech stracę. - Chris w końcu się zgodził, jednak szybko zaznaczył: - Ale następnym razem idziemy gdzieś na moich warunkach!
Parsknęliśmy śmiechem po czym całą ekipą w składzie ja, Adrian, Ryan, Chris i Darcy ruszyliśmy w kierunku mojego domu.



*******
Zrobiłam z dwóch jedno i z obu nie jestem zadowolona, ale jest 2:32 i zdecydowanie nie mam weny na sprawdzanie, czytanie dwa razy i poprawianie zdań wziętych kompletnie z dupy.
Tak czy inaczej, enjoy!

PS: Chris ze złamanym nadgarstkiem.... Jezu :|
PS2: Rose, Ty wymuszaczu, masz i się ciesz :D


https://twitter.com/nikax92

5 komentarzy:

  1. Zdecydowanie za dużo Adriana ;)
    Siedem lat różnicy to rzeczywiście dużo, ale jak to mówią - wiek to tylko liczba. Mama Leny mnie powaliła "jesteś w ciąży?!" :D Czy to od razu trzeba być w ciąży, żeby wziąć ślub?
    Totalnie się gubię w tym wszystkim, bo żużel w moim życiu istnieje od zeszłego sezonu, więc nie wiem kto to Wiesław. Coś tam o nim słyszałam, ale nie posiadam żadnych informacji na jego temat. Nie wiem też jak jeździł Ryan. Pamiętam tylko to ze zeszłego sezonu, kiedy Chris był kontuzjowany, ale lepiej o tym zapomnieć.
    Na miejscu Leny bałabym się, że taka ekipa zdemoluje mi mieszkanie :D
    Holder to jest naprawdę pechowiec. W poprzednim sezonie taka kontuzja, teraz złamany nadgarstek :/ Pewnie musi być wściekły i wcale mu się nie dziwię. No ale co zrobić, taki lajf.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    http://riding-through-the-storm.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam czytać te twoje zdania wzięte kompletnie z dupy haha :D są świetne ;) czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam zdania z dupy samej Niki! JAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! :OOOOOO Co za radość!
    No to tak: wszystko jest takie piękne, spójne, miło się czyta i jak doczytałam do końca to lekko się wkurzyłam, że to JUŻ koniec :/ Nie mogłaś dorzucić trochę następnego rozdziału? :D
    PS: Na mnie nikt nie wymusza! MWAHAHHAHAHHAH :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie! Nie mogę się doczekać kolejnej części. Jesteś genialna! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie jest zarąbiste!! Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Dodaj jak najszybciej :) :*

    OdpowiedzUsuń