niedziela, 23 listopada 2014

11.

Mecz oczywiście zakończył się zwycięstwem naszych ukochanych, toruńskich Aniołów. 52:38 mogło się podobać większości kibicom zebranym w te cudowne popołudnie na MotoArenie. No, może nie licząc tej przyjezdnej części, ale szczerze, kto by się nimi przejmował? Na pewno nie ja. I zdecydowanie nie nasi zawodnicy, którzy właśnie wędrowali po torze.
Najlepszymi z naszej drużyny okazali się Australijczycy, a konkretnie Ryan i Chris. Ten pierwszy zdobył 13 punktów i bonus, a ten drugi o jedno oczko mniej, również z bonusem. Zresztą, każdy z zawodników dorzucił cenne punkty i przyczynił się do wygranej, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
-Tylko nie zaczynaj znowu marudzić. - spojrzałam wymownie na Adriana, który wrócił razem z resztą chłopaków do parku maszyn po podziękowaniu kibicom za wspaniały doping, który niósł się po całym stadionie, wspierając zawodników. - Osiem punktów to nie jest mało.
-No komplet to to też nie jest. - mruknął, na co przewaliłam oczami. Ta jego ambicja kiedyś wykończy albo jego, albo mnie. Poważnie. Chyba jeszcze nie było żadnego takiego meczu, po którym Adrian usiadłby i powiedział: "tak, dzisiaj wszystko wyszło perfekcyjnie, mogę być zadowolony". Choćby zdobył nawet wszystkie możliwe punkty to i tak by się do czegoś przyczepił. No cóż, cały Adrian.
-Ale gdyby odjąć te osiem punktów nam i dorzucić je Częstochowie to teraz nie świętowalibyście zwycięstwa, a kibice by wam z takim oddaniem nie dziękowali za walkę. - poklepałam go dłonią po ramieniu.
-Ty zawsze musisz postawić na swoim nie? - w końcu na jego twarzy zagościł uśmiech. A przynajmniej jego zalążek.
-Co poradzisz, jestem na to genetycznie zaprogramowana. - wzruszyłam ramionami robiąc przy tym niewinną minkę. Miedziak parsknął śmiechem przyciągając mnie do siebie i mocno przytulając.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że znowu tutaj jesteś. - westchnął, cały czas mnie obejmując.
-Ja zawsze byłam, nawet gdy dzieliły nas te wszystkie kilometry. - odsunęłam się od niego delikatnie. - I muszę cię przygotować na to, że nigdzie się nie wybieram, więc nawet gdybyś nie chciał, to jesteś skazany na moją obecność. - dodałam, na co Adrian znowu zamknął mnie w swoim uścisku.
-A co tu za przytulańce beze mnie, hm? - chwilę później koło naszej dwójki zameldował się Chris. - Gdzie łzy dumy, gdzie gorące podziękowanie za zdobyte przeze mnie punkty? - spojrzał na mnie, kiwając wymownie głową. - Nie było mnie chwilę i już zapomniałaś wszystkie podstawy, których Cię uczyłem w Australii. Wstyd.
-No chodź mój ty prywatny bohaterze, genialny żużlowcu i człowieku, bez którego żużel w Polsce by się załamał. - jego też mocno przytuliłam, w między czasie patrząc na Adriana i zgodnie z moją tradycją, przewalając oczami. Brunet oczywiście parsknął śmiechem.
-To co robimy dzisiaj? - dołączył do nas Ryan. Jego wzrok szybko wylądował na rękę Chrisa, która nadal spoczywała na mojej talii. Już widziałam te iskierki w jego oczach. - Co też moje piękne oczy wi...
-Nie komentuj. - co za człowiek, masakra.
-Ale podtrzymuje pytanie, co robimy dzisiaj? - zapytał ponownie, ale uśmiech z jego twarzy nie zniknął nawet na sekundę.
-Możemy ściągnąć do Torunia Darky'ego i wspólnymi siłami coś wymyślimy. - stwierdził Chris, wzruszając ramionami.
-Nie wracasz do Anglii na mecz? - uniosłam jedną brew do góry, patrząc na niego ze zdziwieniem.
-I ty się nazywasz moją przyjaciółką? - prychnął. - Następny mecz mam tam dopiero 6 czerwca. Przerwa w lidze, ignorantko.
-Z żalem muszę Cię poinformować, że nie nauczyłam się jeszcze całego twojego rocznego grafiku spotkań. Wybacz.
-A powinnaś!
-Możemy wrócić do tematu? - Adrian wydawał się już znudzony naszą wymianą zdań. Oboje uśmiechnęliśmy się najszerzej jak tylko się dało. Ostatnimi czasy takie przekomarzanie się weszło nam w nawyk. - Dziękuję za uwagę. - spojrzał na nas wymownie, a ja tylko pokazałam mu język. - To co robimy? Ściągamy Darcy'ego z Gdańska i co dalej?
-Impreza, na mieście, taka porządna? - podsunął Chris.
-W sumie, dawno nigdzie razem nie byliśmy. - wzruszyłam ramionami. - Może to nie jest taki głupi pomysł?
-Moje pomysły nigdy nie są głupie! - oburzył się Holder.
-Przestaniecie w końcu? - Adrian chyba się już lekko poirytował widząc, że już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć Australijczykowi. Wzruszyliśmy tylko ramionami. - Idziemy się przebrać. W międzyczasie zadzwoń po Darka, niech już się zbiera. Widzimy się u nas jak coś. - wskazał palcem na siebie i na mnie co miało oznaczać, że miejscem zbiórki jest nasze mieszkanie.
-Powiedz, że chcesz mi pomóc? - Chris spojrzał na mnie tą swoją proszącą miną.
-Wycierać cię gąbką pod prysznicem? - poruszałam charakterystycznie brwiami.
-To też, skoro jesteś chętna. - odpowiedział mi tym samym, uśmiechając się szeroko. - A póki co pomożesz mi zebrać do kupy moje rzeczy?
-No skoro gąbka ma być później to czemu by nie. - Chris parsknął śmiechem, po czym we dwójkę ruszyliśmy w stronę boksu zajmowanego przez Australijczyka.


***


-Lena, za moment nigdzie nie pójdziesz! Zostaniesz w domu jeśli za 10 sekund nie będziesz gotowa! - darł się Adrian, który już od kilku minut mnie poganiał. - Zwariować można.
-Odczep się. - weszłam do pokoju,w którym siedziała już czwórka żużlowców. - Ta? - uniosłam w górę lewą rękę, w której trzymałam białą, odkrywającą jedno ramię, zdecydowanie luźną bluzkę - Czy może jednak ta? - tym razem podniosłam prawą rękę, pokazując czarną, dość obcisłą bluzkę ze sporym dekoltem.
-Bierz białą. - zawyrokował Chris, przyglądając się chwilę obu tym rzeczom. Adrian i Darcy przewalili oczami, a Ryan głośno westchnął opierając z rezygnacją głowę o oparcie kanapy. - No dajcie się dziewczynie w spokoju przygotować! - ofuknął ich.
-Dziękuję. Ty jeden zawsze jesteś po mojej stronie. - niemal w podskokach podeszłam do Australijczyka, całując go w policzek, by chwilę później ponownie zniknąć za drzwiami swojego pokoju.
Jakieś czterdzieści minut temu zjawił się u nas Darcy. Po raz kolejny zanotował genialny występ w barwach gdańskiego Lotosu więc powodów do świętowania w żadnym wypadku mu nie brakowało. Nie to żeby specjalnie ich potrzebował. W końcu to Darcy. Wziął szybki prysznic, przebrał się w inny zestaw ubrań i teraz podobnie jak pozostali okupował salon. Już nie wspomnę o tym, że on też okupował naszą łazienkę żeby się porządnie przygotować, przez co ja musiałam czekać. Teraz niech nie marudzą!
Pięć minut później byłam już gotowa do wyjścia.
-No nareszcie. - skwitował to wszystko Adrian. W locie chwyciłam jeszcze czarną, skórzaną kurtkę oraz torebkę i całą ekipą ruszyliśmy do wyjścia. Ryan się poświęcił i postanowił, że dzisiaj będzie robił za naszego kierowcę. W sumie, chwała mu za to, bo jakoś nie uśmiechało mi się iść z buta przez pół Torunia, zamawiać taksówki albo czegokolwiek w tym stylu.
Tak czy inaczej kilkanaście minut później parkowaliśmy już samochód niedaleko klubu, w którym zwykliśmy imprezować, kiedy tylko nadarzyła się jakaś okazja. Ludzi nie było zbyt dużo, powiedziałabym, że w sam raz. Co się dziwić, w końcu jest niedziela wieczór i większość ludzi jutro rano wstaje, czy to do szkoły, czy na uczelnie czy też do pracy. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na taką chwilę wytchnienia jak my.
Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście najpierw do baru. Adrian zebrał zamówienia od wszystkich i razem z Ryanem i Chrisem podeszli do jednej z barmanek, a ja z Darcym ruszyliśmy na poszukiwania jakiegoś wolnego stolika. Całe szczęście bardzo szybko jakiś znaleźliśmy więc od razu wygodnie rozsiedliśmy się na czarnych, skórzanych kanapach. Oczywiście spojrzenia większości zebranych w klubie ludzi od razu skierowały się w naszą stronę, ale co poradzić. Niektórzy szturchali się i wskazywali niby to niedbałym gestem na nas, szepcząc coś do siebie gorączkowo, a jeszcze inni przypatrywali się nam jakbyśmy byli co najmniej zaginionymi dziećmi Michała Wiśniewskiego. Przywykłam już do tego, że chłopacy w Toruniu są osobami rozpoznawalnymi i za każdym razem kiedy jestem z nimi, muszę być przygotowana na tego typu atrakcje. Nie powiem żeby była to czysta przyjemność, ale dało się z tym żyć. Zresztą, dla przyjaźni z chłopakami byłabym w stanie znieść o wiele więcej niż to.
-To za co pijemy? - zapytał Ryan, kiedy w końcu razem z Miedziakiem i Holderem dołączyli do nas, stawiając przed każdym z nas zamówienie. W moim wypadku było to malibu, a w wypadku chłopaków zwykły kufel pełen zimnego piwa.
-Jak to za co? Za zwycięstwo! - Chris spojrzał na niego jak na idiotę.
-Hej, ja też tu z wami siedzę! - do rozmowy wtrącił się Darcy. - Za mój udany występ też musimy wypić!
-Coś czuję, że dzisiaj z tego klubu to my wyjdziemy na czterech. - widząc zdziwiony wzrok chłopaków szybko dodałam: - Jeśli zliczyć wszystkie toasty, które wam się teraz roją w głowie to opróżnimy ten bar w trybie miga.
-Oj tam oj tam. - Darcy przewalił oczami. - Nie marudź tylko pij! - dorzucił. Stuknęliśmy się jak przy prawdziwym toaście i upiliśmy trochę naszego alkoholu.


***


Atmosfera zdecydowanie była dzisiaj naszym sprzymierzeńcem. Po wypiciu, w przypadku chłopaków, kilku piw i, w moim, dwóch i pół drinka, w jeszcze weselszych nastrojach ruszyliśmy na parkiet. Wyginaliśmy ciała, wyczynialiśmy różne dziwne taneczne ruchy i ogółem wygłupialiśmy się na całego kompletnie nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Kilka odważniejszych dziewczyn podeszło do chłopaków, zapraszając ich do wspólnej zabawy, ale oni zawsze mówili, że nie są tutaj sami i nie mają zamiaru zostawiać mnie samej. Nie muszę dodawać, że zostałam zmierzona od góry do dołu wzrokiem, który gdyby tylko mógł, zmiótłby mnie z powierzchni ziemi? No cóż, nie wszystkim dogodzisz. Na to też byłam przygotowana.
Dobra, nie wszystkie fanki chłopaków traktowały mnie w ten sposób. Nie oszukujmy się, nie byłam sławna, nie wszyscy wiedzieli w ogóle kim jestem. Niektórym jednak wystarczał tylko sam fakt, że pojawiam się w ich towarzystwie, że wymieniamy się uwagami na facebooku, wrzucamy jakieś wspólne zdjęcia i bardzo często spędzamy wspólnie czas w Toruniu. Tylko na tej podstawie mnie, delikatnie mówiąc, nie lubiły. Co poradzić. Nie miałam zamiaru z tego powodu zamknąć się w szafie i nie wychodzić do ludzi. Z czyjąś zazdrością nie wygram, choćbym nie wiem jak się starała.
Tak czy inaczej, bawiliśmy się świetnie, parkiet opuszczaliśmy tylko po to, żeby uzupełnić zapas alkoholu w ciele, albo usiąść przy stoliku żeby zebrać siły, gadając przy okazji na wszelakie możliwe tematy. Wszystkie wypady w naszym wykonaniu wyglądają mniej więcej właśnie w ten sposób.
-Co tam Lena? - lekko chwiejnym krokiem podszedł do mnie Chris. Właśnie usiadłam na moment przy naszym stoliku, chcąc uzupełnić zapasy energii niezbędnej mi do dalszych szaleństw.
-Od czasu kiedy ostatni raz mnie o to pytałeś, a było to jakieś… - spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku… - dwie i pół minuty temu, to za dużo się nie zmieniło. Może poza tym, że jesteś bardziej pijany.
-Ja jestem pijany?! – oburzył się, wskazując palcem na swoją osobę. – Chyba Ty jesteś pijana! – tym razem jego palec powędrował w moją stronę. – Jak się twoja matka dowie, to przez miesiąc z domu nie wyjdziesz! – tak, zdecydowanie parsknęłam w tym momencie śmiechem. – No i z czego się śmiejesz? – uniósł brew ku górze, przestępując z nogi na nogę. – Miesiąc nie oglądania mnie na żywo, wyobrażasz to sobie?!
-Nie mam aż tak bujnej wyobraźni. – nadal się śmiałam. – A gdzie zgubiłeś pozostałych?
-Do Adriana ktoś zadzwonił i poleciał na dwór jakby go gonił nagi Władysław, Ryan jest gdzieś tam – machnął ręką niedbale w stronę tańczącego tłumu.
-A Darcy?
-Ten wafel?! – otworzył szerzej oczy. – Zamiast ze mną pić, to on jakieś brunetki wyrywa! Wyobrażasz to sobie? Niewdzięczny gówniarz, ja mu kupuję piwo, a on tak mnie olał! Następnym razem nie wyżydzi ode mnie nawet Kubusia po promocyjnej cenie! – produkowałby się zapewne dalej, gdybym mu nie przerwała. Tak, pijany Holder to bardzo nakręcający się Holder.
-Dobra, chyba załapałam o co ci chodzi. – powstrzymałam się od ponownego parsknięcia śmiechem. Ten człowiek jest nieziemski!
-A czemu ty tutaj w ogóle siedzisz jak ten malinowy cieć? – rozsiadł się wygodnie na kanapie tuż obok mnie. Chociaż powiedzenie ‘obok mnie’ było lekko naciągane, bo brakowało milimetrów a wgramoliłby mi się na kolana. – I na dodatek nie pijesz! – dodał przerażonym głosem, jakby to była największa zbrodnia jaką mogłam popełnić. – Dlaczego nie pijesz?!
-Bo w przeciwieństwie do ciebie, znam umiar, to po pierwsze, po drugie wypiłam już tyle, że w zupełności mi starcza, a po trzecie ktoś was musi potem ogarnąć żebyście nie poginęli jak te dzieci we mgle. – wyjaśniłam. Patrzył na mnie tak maślanym wzrokiem, że podejrzewam, że większość z mojej wypowiedzi w ogóle do niego nie dotarła. A jeśli nawet dotarła to i tak zapewne nie ogarnął.
Odstawił z lekkim hukiem do połowy pełny kufel piwa na stolik, wstał delikatnie bujają się na boki, po czym wystawił w moją stronę swoją rękę.
-Chodź dziewczę, pokażę ci od kogo Jackson zgapiał ruchy. – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a ja tym razem nie mogłam powstrzymać głośnego śmiechu.
I śmiałam się nadal kiedy ruszyliśmy na parkiet.
Poważnie, uwielbiam tego gościa!




*******
Także tego :D


poniedziałek, 3 listopada 2014

10.

Sama nie wiem jakim cudem udało mi się podnieść z łóżka niedzielnym popołudniem. Późnym popołudniem, warto zaznaczyć. Nadrabianie straconego czasu, który spędziliśmy z dala od siebie należało uznać za jak najbardziej rozpoczęte i w związku z tym chłopacy całą czwórką wbili do mojego mieszkania. Mojego, chociaż ustaliliśmy, że to już nie będzie moja prywatna własność ponieważ dzielić ją będę z Adrianem. Miejsca wystarczy dla nas obojga, a ja tak cholernie się za nim stęskniłam, że tak czy inaczej, nigdzie bym go stąd nie wypuściła. Nie to żeby on jakoś specjalnie się przed tym wzbraniał.
Tak czy inaczej do prawie czwartej nad ranem gadaliśmy o wszystkim o czym tylko się dało. Śmiechom i wygłupom oczywiście nie było końca, a uśmiech chyba nawet na sekundę nie zniknął mi z twarzy. Tak bardzo za nimi tęskniłam, że to jest wprost nie do ogarnięcia. Zupełnie nie wiem jak poradziłam sobie tyle czasu bez Adriana, który cały czas byłby przy mnie. Nawet bez Chrisa i Darcy'ego, których przecież widywałam w Australii, z jednym nawet przez ten czas mieszkałam pod jednym dachem, ale nawet to nie pomogło w pokonaniu tęsknoty. Tej pozytywnie nastawionej do życia dwójki zawsze i wszędzie będzie mi mało. I nawet jeśli nie widziałabym ich tylko dzień to i tak już by mi ich brakowało. No i jest jeszcze Ryan, który jest zupełnie jak taki starszy brat, z którym mogę o wszystkim porozmawiać, który potrafi na mnie wpłynąć swoją siłą perswazji i który zawsze pragnął mojego dobra.
Rozmawialiśmy absolutnie o wszystkim i wiadome było, że temat naszych rozmów chcąc nie chcąc zejdzie w końcu na osobę Andreasa. Chłopacy starali się jak mogli odwlec to w czasie, ale w końcu było to nieuniknione.
-Chyba po raz pierwszy, z pełnym spokojem mogę powiedzieć, że mam to już za sobą. - odpowiedziałam na pytanie odnośnie Szweda i całej tej chorej sytuacji między nami. - Chris miał rację, że ten wyjazd dobrze mi zrobi. - szturchnęłam łokciem chłopaka siedzącego po mojej lewej stronie. - Oswoiłam się z tym, nabrałam do tego dystansu i w końcu uporałam się z tą całą mieszanką uczuć, których wcześniej było we mnie zdecydowanie zbyt dużo. Kuracja najwyraźniej przebiegła zgodnie z planem.
-No i to mi się podoba! - Adrian przytulił mnie jednym ramieniem.
-Czyli koniecznie trzeba to opić! - do rozmowy wtrącił się Darcy, a to co powiedział automatycznie spotkało się z aprobatą starszego z Australijczyków.
-A z wami jak widzę wszystko po staremu. - przewaliłam oczami, na co oboje tylko się wyszczerzyli.
Nawet te kilka godzin nie były wystarczające żeby nadrobić za jednym zamachem tę prawie dwuletnią przerwę w spotkaniach w takim gronie, ale pod wpływem zmęczenia musieliśmy w końcu skapitulować. Zmiana czasu zaczęła powoli dawać mi się we znaki i oparta głową o ramie Chrisa nawet nie wiem w którym momencie odpłynęłam. Obudziłam się dopiero w swoim pokoju, we wczorajszym ubraniu, z którego pozbyłam się niewątpliwie z czyjąś pomocą tylko bluzy i butów, a w mieszkaniu oprócz mnie nie było nikogo. Ze stolika stojącego koło łóżka sięgnęłam po swój telefon i jedno spojrzenie na wyświetlacz dało mi odpowiedź, dlaczego jestem sama. Otóż zegarek wskazywał godzinę 15:21, a więc chłopacy na pewno są już na stadionie, czekając na rozpoczęcie meczu. Już miałam odłożyć telefon na swoje miejsce, gdy ten zawibrował mi w dłoni oznajmiając nadejście nowej wiadomości.

'W salonie na stoliku leży plakietka dla ciebie. Dzisiaj jesteś w moim teamie, skarbie;d'

Nadawcą był nie kto inny jak Chris.

'Będę naprawiać ci silnik i regulować sprzęgło?;d'

'Eee, może niekoniecznie, jednak chciałbym coś dzisiaj wygrać;d'

'Jesteś głupi;d'

'Ale to uwielbiasz;d'

No tak, na to już nie miałam żadnej odpowiedzi. Bo rzeczywiście, uwielbiałam to. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kierując swoje kroki do salonu, gdzie na stoliku rzeczywiście leżała plakietka, przyczepiona do klubowej smyczy, umożliwiająca mi wejście do parkingu maszyn. Czego ten Chris nie wymyśli.
Pokiwałam z rozbawieniem głową, po czym ruszyłam do kuchni. Wypadałoby coś zjeść, żeby nie paść jak ważka z głodu w połowie meczu. Wprost marzyły mi się kanapki z rzodzkiewką i jakiś rogalik. Otworzyłam lodówkę i aż jęknęłam. Oprócz światła i powietrza była tam tylko margaryna i jakiś bliżej nieokreślony jogurt. Z rezygnacją zamknęłam drzwiczki i wtedy mój wzrok padł na szafkę, na której stała jakaś reklamówka. Koło niej natomiast leżała karteczka z pismem niewątpliwie należącym do Adriana.

'Za pustki w lodówce nie bij! Smacznego chociaż trochę;)'

Reklamówka natomiast zawierała bułki, rzodkiewki, waniliowy jogurt i rogalika z nadzieniem o smaku toffi. Ten chłopak naprawdę zna mnie na wylot.


***


Po szybko zjedzonym śniadaniu i jeszcze szybszym prysznicu, ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania, a więc krótkie, brązowe spodenki i czarną koszulkę z napisem 'Chris Holder Racing'. W końcu skoro mam być członkiem ekipy, to trzeba to robić pełną parą! Na nos wcisnęłam okulary przeciwsłoneczne, wzięłam jeszcze torbę do której wpakowałam portfel, telefon i klucze od mieszkania, na nogi wciągnęłam czarne sandały z cienkimi paseczkami i na płaskim obcasie, po czym wyszłam z domu.
Pogoda ponownie pozytywnie mnie zaskoczyła, na dzień dobry witając mnie promieniami majowego słońca. W normalnych warunkach prezentowany przeze mnie strój byłby czymś rzadko spotykanym w maju, ale nie dzisiaj. Temperatura wynosiła gdzieś w przybliżeniu około 26 stopni, a więc było wystarczająco ciepło na ubiór tego typu.
Sama droga na stadion nie zajęła mi wcale aż tak dużo czasu bo już po kilkunastu minutach znajdowałam się tuż przy wejściu do bram parkingu maszyn. Podałam swoją nowo wyrobioną plakietkę jednemu z ochroniarzy, który popatrzył na mnie jakbym urwała się z kosmosu, po czym chcąc nie chcąc wpuścił mnie do środka. Podziękowałam mu lekkim skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem, by zaraz potem skierować się w stronę parkingu.
A tam oczywiście jeszcze nic specjalnego się nie działo. Żużlowcy przebrani w kewlary snuli się smętnie wte i we wte najwyraźniej nudząc się przeokrutnie. Mój wzrok szybko zlokalizował Chrisa, który w towarzystwie Ryana i Adriana siedział w swoim boksie i zawzięcie im coś tłumaczył.
-Cześć ziomki poziomki! - od razu do nich podeszłam.
-Ulala, ja to chyba będę musiał cię na stałe wciągnąć do mojego składu. - Chris zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, uśmiechając się szeroko.
-Jesteś głupi. - przewaliłam oczami. - Dzięki za śniadanie. Ty chyba naprawdę zawsze wiesz czego mi akurat potrzeba. - zwróciłam się do Adriana.
-Zdziwiona? - on również się uśmiechnął. - Zbyt długo cię znam i to dlatego.
-Coś w tym chyba naprawdę jest. - stwierdziłam. - A ty może byś się sunął ździebko i zrobił miejsce swojej ukochanej Lenie co? - tym razem skierowałam swoją uwagę z powrotem na Chrisa, który siedział wygodnie rozłożony na jedynym w jego boksie krześle. - Kultury za grosz, poważnie. Już nawet Darcy ma jej więcej.
-Ooo teraz to przegięłaś. - zmrużył oczy. - Jak już koniecznie musisz usiąść to chodź. - poklepał swoje kolana, szczerząc się jak głupi. Ja natomiast tylko wzruszyłam ramionami, po czym nie czekając nawet chwili zajęłam wskazane przez bruneta miejsce.
-Tylko się nie wierć. - odwróciłam się do niego.
-Już się tak nie stresuj. - tym razem to on przewalił oczami.
-Ale wy razem słodko wyglądacie. - palnął w pewnym momencie Ryan, przyglądając nam się z uwagą. Reakcją Adriana było parsknięcie głośnym śmiechem, Chrisa szeroki uśmiech, a moją popukanie się kilka razy w głowę na znak głupoty najstarszego z Australijczyków. - No co, dzielę się z wami swoimi spostrzeżeniami. To źle?
-Czasami zachowaj je lepiej dla siebie. - stwierdziłam.
-Ej, czyli co? Nie wyglądamy razem słodko? - Chris podniósł się lekko z krzesła, przytulając się mocno do moich pleców. - Ranisz mnie w tym momencie, nie wiem czy zauważyłaś. - już miałam mu odpowiedzieć, kiedy akurat przed boksem Holdera ustawiły się dwie dziewczyny w odblaskowych kamizelkach, robiąc z zapałem zdjęcia. Zanim zdążyłam zareagować, poszły gdzieś dalej.
-Jak to wywołają to chyba odkupię od nich dwie odbitki, oprawię w ramkę i dam wam w prezencie na taką przyspieszoną Gwiazdkę. - nadal produkował się Ryan. Tym razem już nawet nie chciało mi się tego komentować, więc ograniczyłam się do wymownego pokiwania z politowaniem głową.
-Nie chcę wam przerywać tej zapewne miłej atmosfery. - do naszego zbiorowiska podszedł Michael Jepsen Jensen, młody Duńczyk, który w składzie na ten rok zajął miejsce Darcy'ego Warda. Spojrzał na mnie i Holdera i tylko puścił nam oczko przez co od razu pomyślałam, że ta 'miła atmosfera' była skierowana głównie do nas. - Trener z prezesem wzywają na przedmeczowe zebranie.
-No to idziemy skoro tak. - Ryan z Adrianem od razu ruszyli za Duńczykiem.
-Puścisz mnie? - zapytał Chris, bo ja nadal siedziałam mu na kolanach. - Wiem, że mi czasami jest się mega trudno oprzeć, ale jednak chciałbym dzisiaj wystąpić w tym meczu.
-Już tyle nie gadaj. - podniosłam się z jego kolan. - I nie komentuj. - dodałam widząc, że Australijczyk już otwiera usta żeby coś powiedzieć. Tak to tylko kolejny raz dzisiejszego dnia uśmiechnął się szeroko, szybko musnął swoimi ustami moje czoło po czym ruszył za resztą kolegów z drużyny.
'Co za głupek', pomyślałam, siadając z powrotem na krześle.
'Ale mimo wszystko, kochany głupek', dodałam po chwili uśmiechając się sama do siebie.
Dobrze zrobiłam, że wróciłam do domu. Bez niektórych rzeczy czy osób w życiu zbyt długo się nie pociągnie.
A dla mnie niewątpliwie takim motorem napędowym była ta czwórka, nawet jeśli Darcy obecnie stawia swoje kroki w Gdańsku. Mam świadomość, że zawsze są po mojej stronie i to mi wystarcza.



*******
Enjoy!
xx ;)