Najlepszymi z naszej drużyny okazali się Australijczycy, a konkretnie Ryan i Chris. Ten pierwszy zdobył 13 punktów i bonus, a ten drugi o jedno oczko mniej, również z bonusem. Zresztą, każdy z zawodników dorzucił cenne punkty i przyczynił się do wygranej, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
-Tylko nie zaczynaj znowu marudzić. - spojrzałam wymownie na Adriana, który wrócił razem z resztą chłopaków do parku maszyn po podziękowaniu kibicom za wspaniały doping, który niósł się po całym stadionie, wspierając zawodników. - Osiem punktów to nie jest mało.
-No komplet to to też nie jest. - mruknął, na co przewaliłam oczami. Ta jego ambicja kiedyś wykończy albo jego, albo mnie. Poważnie. Chyba jeszcze nie było żadnego takiego meczu, po którym Adrian usiadłby i powiedział: "tak, dzisiaj wszystko wyszło perfekcyjnie, mogę być zadowolony". Choćby zdobył nawet wszystkie możliwe punkty to i tak by się do czegoś przyczepił. No cóż, cały Adrian.
-Ale gdyby odjąć te osiem punktów nam i dorzucić je Częstochowie to teraz nie świętowalibyście zwycięstwa, a kibice by wam z takim oddaniem nie dziękowali za walkę. - poklepałam go dłonią po ramieniu.
-Ty zawsze musisz postawić na swoim nie? - w końcu na jego twarzy zagościł uśmiech. A przynajmniej jego zalążek.
-Co poradzisz, jestem na to genetycznie zaprogramowana. - wzruszyłam ramionami robiąc przy tym niewinną minkę. Miedziak parsknął śmiechem przyciągając mnie do siebie i mocno przytulając.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że znowu tutaj jesteś. - westchnął, cały czas mnie obejmując.
-Ja zawsze byłam, nawet gdy dzieliły nas te wszystkie kilometry. - odsunęłam się od niego delikatnie. - I muszę cię przygotować na to, że nigdzie się nie wybieram, więc nawet gdybyś nie chciał, to jesteś skazany na moją obecność. - dodałam, na co Adrian znowu zamknął mnie w swoim uścisku.
-A co tu za przytulańce beze mnie, hm? - chwilę później koło naszej dwójki zameldował się Chris. - Gdzie łzy dumy, gdzie gorące podziękowanie za zdobyte przeze mnie punkty? - spojrzał na mnie, kiwając wymownie głową. - Nie było mnie chwilę i już zapomniałaś wszystkie podstawy, których Cię uczyłem w Australii. Wstyd.
-No chodź mój ty prywatny bohaterze, genialny żużlowcu i człowieku, bez którego żużel w Polsce by się załamał. - jego też mocno przytuliłam, w między czasie patrząc na Adriana i zgodnie z moją tradycją, przewalając oczami. Brunet oczywiście parsknął śmiechem.
-To co robimy dzisiaj? - dołączył do nas Ryan. Jego wzrok szybko wylądował na rękę Chrisa, która nadal spoczywała na mojej talii. Już widziałam te iskierki w jego oczach. - Co też moje piękne oczy wi...
-Nie komentuj. - co za człowiek, masakra.
-Ale podtrzymuje pytanie, co robimy dzisiaj? - zapytał ponownie, ale uśmiech z jego twarzy nie zniknął nawet na sekundę.
-Możemy ściągnąć do Torunia Darky'ego i wspólnymi siłami coś wymyślimy. - stwierdził Chris, wzruszając ramionami.
-Nie wracasz do Anglii na mecz? - uniosłam jedną brew do góry, patrząc na niego ze zdziwieniem.
-I ty się nazywasz moją przyjaciółką? - prychnął. - Następny mecz mam tam dopiero 6 czerwca. Przerwa w lidze, ignorantko.
-Z żalem muszę Cię poinformować, że nie nauczyłam się jeszcze całego twojego rocznego grafiku spotkań. Wybacz.
-A powinnaś!
-Możemy wrócić do tematu? - Adrian wydawał się już znudzony naszą wymianą zdań. Oboje uśmiechnęliśmy się najszerzej jak tylko się dało. Ostatnimi czasy takie przekomarzanie się weszło nam w nawyk. - Dziękuję za uwagę. - spojrzał na nas wymownie, a ja tylko pokazałam mu język. - To co robimy? Ściągamy Darcy'ego z Gdańska i co dalej?
-Impreza, na mieście, taka porządna? - podsunął Chris.
-W sumie, dawno nigdzie razem nie byliśmy. - wzruszyłam ramionami. - Może to nie jest taki głupi pomysł?
-Moje pomysły nigdy nie są głupie! - oburzył się Holder.
-Przestaniecie w końcu? - Adrian chyba się już lekko poirytował widząc, że już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć Australijczykowi. Wzruszyliśmy tylko ramionami. - Idziemy się przebrać. W międzyczasie zadzwoń po Darka, niech już się zbiera. Widzimy się u nas jak coś. - wskazał palcem na siebie i na mnie co miało oznaczać, że miejscem zbiórki jest nasze mieszkanie.
-Powiedz, że chcesz mi pomóc? - Chris spojrzał na mnie tą swoją proszącą miną.
-Wycierać cię gąbką pod prysznicem? - poruszałam charakterystycznie brwiami.
-To też, skoro jesteś chętna. - odpowiedział mi tym samym, uśmiechając się szeroko. - A póki co pomożesz mi zebrać do kupy moje rzeczy?
-No skoro gąbka ma być później to czemu by nie. - Chris parsknął śmiechem, po czym we dwójkę ruszyliśmy w stronę boksu zajmowanego przez Australijczyka.
***
-Lena, za moment nigdzie nie pójdziesz! Zostaniesz w domu jeśli za 10 sekund nie będziesz gotowa! - darł się Adrian, który już od kilku minut mnie poganiał. - Zwariować można.
-Odczep się. - weszłam do pokoju,w którym siedziała już czwórka żużlowców. - Ta? - uniosłam w górę lewą rękę, w której trzymałam białą, odkrywającą jedno ramię, zdecydowanie luźną bluzkę - Czy może jednak ta? - tym razem podniosłam prawą rękę, pokazując czarną, dość obcisłą bluzkę ze sporym dekoltem.
-Bierz białą. - zawyrokował Chris, przyglądając się chwilę obu tym rzeczom. Adrian i Darcy przewalili oczami, a Ryan głośno westchnął opierając z rezygnacją głowę o oparcie kanapy. - No dajcie się dziewczynie w spokoju przygotować! - ofuknął ich.
-Dziękuję. Ty jeden zawsze jesteś po mojej stronie. - niemal w podskokach podeszłam do Australijczyka, całując go w policzek, by chwilę później ponownie zniknąć za drzwiami swojego pokoju.
Jakieś czterdzieści minut temu zjawił się u nas Darcy. Po raz kolejny zanotował genialny występ w barwach gdańskiego Lotosu więc powodów do świętowania w żadnym wypadku mu nie brakowało. Nie to żeby specjalnie ich potrzebował. W końcu to Darcy. Wziął szybki prysznic, przebrał się w inny zestaw ubrań i teraz podobnie jak pozostali okupował salon. Już nie wspomnę o tym, że on też okupował naszą łazienkę żeby się porządnie przygotować, przez co ja musiałam czekać. Teraz niech nie marudzą!
Pięć minut później byłam już gotowa do wyjścia.
-No nareszcie. - skwitował to wszystko Adrian. W locie chwyciłam jeszcze czarną, skórzaną kurtkę oraz torebkę i całą ekipą ruszyliśmy do wyjścia. Ryan się poświęcił i postanowił, że dzisiaj będzie robił za naszego kierowcę. W sumie, chwała mu za to, bo jakoś nie uśmiechało mi się iść z buta przez pół Torunia, zamawiać taksówki albo czegokolwiek w tym stylu.
Tak czy inaczej kilkanaście minut później parkowaliśmy już samochód niedaleko klubu, w którym zwykliśmy imprezować, kiedy tylko nadarzyła się jakaś okazja. Ludzi nie było zbyt dużo, powiedziałabym, że w sam raz. Co się dziwić, w końcu jest niedziela wieczór i większość ludzi jutro rano wstaje, czy to do szkoły, czy na uczelnie czy też do pracy. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na taką chwilę wytchnienia jak my.
Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście najpierw do baru. Adrian zebrał zamówienia od wszystkich i razem z Ryanem i Chrisem podeszli do jednej z barmanek, a ja z Darcym ruszyliśmy na poszukiwania jakiegoś wolnego stolika. Całe szczęście bardzo szybko jakiś znaleźliśmy więc od razu wygodnie rozsiedliśmy się na czarnych, skórzanych kanapach. Oczywiście spojrzenia większości zebranych w klubie ludzi od razu skierowały się w naszą stronę, ale co poradzić. Niektórzy szturchali się i wskazywali niby to niedbałym gestem na nas, szepcząc coś do siebie gorączkowo, a jeszcze inni przypatrywali się nam jakbyśmy byli co najmniej zaginionymi dziećmi Michała Wiśniewskiego. Przywykłam już do tego, że chłopacy w Toruniu są osobami rozpoznawalnymi i za każdym razem kiedy jestem z nimi, muszę być przygotowana na tego typu atrakcje. Nie powiem żeby była to czysta przyjemność, ale dało się z tym żyć. Zresztą, dla przyjaźni z chłopakami byłabym w stanie znieść o wiele więcej niż to.
-To za co pijemy? - zapytał Ryan, kiedy w końcu razem z Miedziakiem i Holderem dołączyli do nas, stawiając przed każdym z nas zamówienie. W moim wypadku było to malibu, a w wypadku chłopaków zwykły kufel pełen zimnego piwa.
-Jak to za co? Za zwycięstwo! - Chris spojrzał na niego jak na idiotę.
-Hej, ja też tu z wami siedzę! - do rozmowy wtrącił się Darcy. - Za mój udany występ też musimy wypić!
-Coś czuję, że dzisiaj z tego klubu to my wyjdziemy na czterech. - widząc zdziwiony wzrok chłopaków szybko dodałam: - Jeśli zliczyć wszystkie toasty, które wam się teraz roją w głowie to opróżnimy ten bar w trybie miga.
-Oj tam oj tam. - Darcy przewalił oczami. - Nie marudź tylko pij! - dorzucił. Stuknęliśmy się jak przy prawdziwym toaście i upiliśmy trochę naszego alkoholu.
***
Atmosfera zdecydowanie była dzisiaj naszym sprzymierzeńcem. Po wypiciu, w przypadku chłopaków, kilku piw i, w moim, dwóch i pół drinka, w jeszcze weselszych nastrojach ruszyliśmy na parkiet. Wyginaliśmy ciała, wyczynialiśmy różne dziwne taneczne ruchy i ogółem wygłupialiśmy się na całego kompletnie nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Kilka odważniejszych dziewczyn podeszło do chłopaków, zapraszając ich do wspólnej zabawy, ale oni zawsze mówili, że nie są tutaj sami i nie mają zamiaru zostawiać mnie samej. Nie muszę dodawać, że zostałam zmierzona od góry do dołu wzrokiem, który gdyby tylko mógł, zmiótłby mnie z powierzchni ziemi? No cóż, nie wszystkim dogodzisz. Na to też byłam przygotowana.
Dobra, nie wszystkie fanki chłopaków traktowały mnie w ten sposób. Nie oszukujmy się, nie byłam sławna, nie wszyscy wiedzieli w ogóle kim jestem. Niektórym jednak wystarczał tylko sam fakt, że pojawiam się w ich towarzystwie, że wymieniamy się uwagami na facebooku, wrzucamy jakieś wspólne zdjęcia i bardzo często spędzamy wspólnie czas w Toruniu. Tylko na tej podstawie mnie, delikatnie mówiąc, nie lubiły. Co poradzić. Nie miałam zamiaru z tego powodu zamknąć się w szafie i nie wychodzić do ludzi. Z czyjąś zazdrością nie wygram, choćbym nie wiem jak się starała.
Tak czy inaczej, bawiliśmy się świetnie, parkiet opuszczaliśmy tylko po to, żeby uzupełnić zapas alkoholu w ciele, albo usiąść przy stoliku żeby zebrać siły, gadając przy okazji na wszelakie możliwe tematy. Wszystkie wypady w naszym wykonaniu wyglądają mniej więcej właśnie w ten sposób.
-Co tam Lena? - lekko chwiejnym krokiem podszedł do mnie Chris. Właśnie usiadłam na moment przy naszym stoliku, chcąc uzupełnić zapasy energii niezbędnej mi do dalszych szaleństw.
-Od czasu kiedy ostatni raz mnie o to pytałeś, a było to jakieś… - spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku… - dwie i pół minuty temu, to za dużo się nie zmieniło. Może poza tym, że jesteś bardziej pijany.
-Ja jestem pijany?! – oburzył się, wskazując palcem na swoją osobę. – Chyba Ty jesteś pijana! – tym razem jego palec powędrował w moją stronę. – Jak się twoja matka dowie, to przez miesiąc z domu nie wyjdziesz! – tak, zdecydowanie parsknęłam w tym momencie śmiechem. – No i z czego się śmiejesz? – uniósł brew ku górze, przestępując z nogi na nogę. – Miesiąc nie oglądania mnie na żywo, wyobrażasz to sobie?!
-Nie mam aż tak bujnej wyobraźni. – nadal się śmiałam. – A gdzie zgubiłeś pozostałych?
-Do Adriana ktoś zadzwonił i poleciał na dwór jakby go gonił nagi Władysław, Ryan jest gdzieś tam – machnął ręką niedbale w stronę tańczącego tłumu.
-A Darcy?
-Ten wafel?! – otworzył szerzej oczy. – Zamiast ze mną pić, to on jakieś brunetki wyrywa! Wyobrażasz to sobie? Niewdzięczny gówniarz, ja mu kupuję piwo, a on tak mnie olał! Następnym razem nie wyżydzi ode mnie nawet Kubusia po promocyjnej cenie! – produkowałby się zapewne dalej, gdybym mu nie przerwała. Tak, pijany Holder to bardzo nakręcający się Holder.
-Dobra, chyba załapałam o co ci chodzi. – powstrzymałam się od ponownego parsknięcia śmiechem. Ten człowiek jest nieziemski!
-A czemu ty tutaj w ogóle siedzisz jak ten malinowy cieć? – rozsiadł się wygodnie na kanapie tuż obok mnie. Chociaż powiedzenie ‘obok mnie’ było lekko naciągane, bo brakowało milimetrów a wgramoliłby mi się na kolana. – I na dodatek nie pijesz! – dodał przerażonym głosem, jakby to była największa zbrodnia jaką mogłam popełnić. – Dlaczego nie pijesz?!
-Bo w przeciwieństwie do ciebie, znam umiar, to po pierwsze, po drugie wypiłam już tyle, że w zupełności mi starcza, a po trzecie ktoś was musi potem ogarnąć żebyście nie poginęli jak te dzieci we mgle. – wyjaśniłam. Patrzył na mnie tak maślanym wzrokiem, że podejrzewam, że większość z mojej wypowiedzi w ogóle do niego nie dotarła. A jeśli nawet dotarła to i tak zapewne nie ogarnął.
Odstawił z lekkim hukiem do połowy pełny kufel piwa na stolik, wstał delikatnie bujają się na boki, po czym wystawił w moją stronę swoją rękę.
-Chodź dziewczę, pokażę ci od kogo Jackson zgapiał ruchy. – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a ja tym razem nie mogłam powstrzymać głośnego śmiechu.
I śmiałam się nadal kiedy ruszyliśmy na parkiet.
Poważnie, uwielbiam tego gościa!
*******
Także tego :D