sobota, 18 października 2014

9.

*Dwa lata później*

Wyjazd do Australii był chyba najlepszym wyborem jaki podjęłam w całym moim życiu. Początkowo trochę się tego obawiałam. Daleko od domu, od znajomych, na zupełnie innym kontynencie, wśród zupełnie innych ludzi, kultury, obyczajów. Z dala od rodziny, miejsc w których dorastałam. Nie powiem żeby to była łatwa decyzja.
Najbardziej chyba nie chciałam wyjeżdżać ze względu właśnie na przyjaciół i rodziców. Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby koło mnie zabraknąć Adriana i naszych wspólnych wieczorów spędzonych na kanapie przed telewizorem, albo wypadów na miasto kiedy chłopacy zjeżdżali się do Torunia. Pożegnanie z nimi było najtrudniejszą rzeczą, jaką mogłam sobie w związku z wyjazdem wyobrazić. Poważnie.
Jednakże Chris miał rację. Tego naprawdę było mi trzeba.
Spędziłam w Australii prawie dwa lata. I w żadnym wypadku nie były to zmarnowane lata. Odłączyłam się od przeszłości, starałam się kompletnie o niej nie myśleć, co było o tyle łatwe, że dookoła nie otaczały mnie rzeczy, miejsca czy cokolwiek co do tej pory mi przeszkadzało. Nie było Bulwaru, który zawsze kojarzył mi się z początkiem związku mojego i Andreasa, nie było toruńskich ulic po których spacerowaliśmy, nie było klubów w których spędzaliśmy wolne chwile. A co najważniejsze nie było jego samego. Nie miałam tej świadomości, że dzieli nas niespełna czterdzieści kilometrów. Że wystarczy nawet nie godzina jazdy byśmy mogli się zobaczyć. Wychodząc z domu w Australii nie musiałam bać się tego, że przypadkiem gdzieś go spotkam. To naprawdę było pomocne.
Rzeczywiście odzyskałam wewnętrzną równowagę i spokój. Nauczyłam się żyć z przeszłością, która przestała w końcu kierować moim życiem. Moje złamane serce się zagoiło i byłam gotowa powrócić do życia takiego, jak przed tymi nieszczęsnymi wydarzeniami i zawirowaniami.
Przez te prawie dwa lata doskonale sobie radziłam, z dala od tego wszystkiego. Jedyne co utrudniało mi funkcjonowanie tam to była tęsknota. Tęskniłam za Adrianem, za mamą, za tatą. Tęskniłam za Darcym, Chrisem czy Ryanem.
Co prawda Chris i Darcy przez te kilka miesięcy przerwy w rozgrywkach żużlowych w Europie, towarzyszyli mi z racji swojego powrotu w rodzinne strony. Wiem, Darcy mieszkał w Brisbane, a to nie to samo co Sydney, ale uwierzcie mi, siedział nam na głowie praktycznie non stop, więc czasami można było odnieść wrażenie, że mieszka na tej samej ulicy, czy coś w tym stylu.
Tak więc od października do marca miałam ich koło siebie i przez ten wspólnie spędzony czas zżyliśmy się chyba jeszcze bardziej. Zarówno z Darcym, jak i z Chrisem. Przede wszystkim jednak z tym drugim.
Przez fakt, że miałam Chrisa na co dzień, że mieszkaliśmy w jednym domu, że nasze pokoje znajdowały się tuż koło siebie, że jedliśmy wspólnie posiłki, wpadaliśmy na siebie przypadkiem na korytarzu, że spędzaliśmy prawie wszystkie wieczory w swoim towarzystwie, że zasypiałam z głową na jego ramieniu, kiedy oglądaliśmy jakieś głupie filmy na laptopie w jego pokoju, że pokazywał mi wszystkie miejsca, które są dla niego w jakiś sposób ważny, że rozmawialiśmy na wszystkie możliwe tematy, niektóre dość trudne... To wszystko sprawiło, że stał się on dla mnie niczym starszy brat. Do tej pory to Adrian był mi najbliższy, mimo że z pozostałą trójką również łączyły mnie silne więzy przyjaźni. Teraz jednakże dotarliśmy się jeszcze bardziej, oswoiliśmy ze sobą przez co momentami nie wyobrażałam sobie, że po powrocie do Polski nie będzie go przy mnie, że nie będzie łaził po kuchni marudząc, że w lodówce nic nie ma, albo że w telewizji puszczają same bzdety.
To co dla mnie zrobił było czymś, za co zawsze będę mu wdzięczna i w żaden sposób nie uda mi się tego spłacić. W pewien sposób dał mi szansę na nowy start, a to więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek dla mnie zrobił.
Prawdziwa przyjaźń to naprawdę największy skarb na świecie.


***


Wysiadając z autokaru w moim rodzinnym Toruniu miałam uśmiech tak szeroki jak tylko dało radę. Pogoda najwyraźniej dopasowała się do mojego nastroju, bo świecące słońce nie było przesłonięte nawet najdrobniejszą chmurką. Środek maja był jak najbardziej wymarzony.
Po niesamowicie długiej podróży z Australii, najpierw samolotem z milionem przesiadek, potem autokarem z Warszawy do Torunia, marzyłam o chwili spokoju i przede wszystkim snu. Jednakże to wszystko miało jeszcze poczekać, bo czekała mnie jeszcze jedna rzecz do zrobienia.
Dzisiaj jest sobota, dzień przez zawodami na toruńskiej MotoArenie gdzie mój kochany, miejscowy klub miał się mierzyć z Częstochową. Aż trudno sobie wyobrazić, że nie byłam na żadnym meczu już prawie dwa lata! Nie licząc kilku zawodów w Australii, w których udział brali Chris i Darcy. Nie było to jednak w żadnym wypadku to samo co mecz ligowy mojego Apatora.
Z doskonałego źródła wiem, że chłopacy właśnie teraz zaczęli trening przed meczem. A skąd taka pewność? Otóż źródłem tym był nie kto inny jak Darcy. Co prawda od tego sezonu nie broni już barw toruńskiego klubu, bo na zasadzie wypożyczenia zawędrował do pierwszoligowego Gdańska, ale z nim jako jedynym rozmawiałam o tym, że dzisiaj przyjeżdżam, więc oczywiście od razu zawitał do Torunia.
Tak czy inaczej pierwsze swoje kroki skierowałam do mojego starego mieszkania, które zajmowałam przed wyjazdem do Australii. Przez okres tych prawie dwóch lat to głównie Adrian tam pomieszkiwał. Stwierdził, że to wygodniejsze niż przesiadywanie u rodziców. Dla mnie to było bardzo dobre rozwiązanie, bo bynajmniej nie zostawiałam go pod opieką kogoś, kogo nie znam, a niewątpliwie tak by się stało, bo chcąc nie chcąc musiałabym je komuś wynająć.
A samo mieszkanie ani trochę się nie zmieniło. Weszłam do środka z szerokim uśmiechem rozglądając się po znanych kątach. Jedyną różnicą było to, że wszędzie walały się rzeczy Adriana. Nie, nie chodzi o to, że był bałagan czy coś w tym stylu, chociaż do idealnego stanu to trochę mu brakuje, ale na półkach stały jakieś jego rzeczy, na kanapie leżały bluzy, na stoliku papiery. Gołym okiem było widać kto tutaj rządził przez ostatnie miesiące.
Zostawiłam torbę w swoim dawnym pokoju i od razu skierowałam się do wyjścia. Na napawanie się powrotem do mojego gniazdka będę miała jeszcze dużo czasu. Teraz jest pora przywitać się ze wszystkimi.


***


Dochodząc do stadionu już z daleka dało się słyszeć warkot maszyn żużlowych. Sama nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo brakowało mi tego dźwięku.
Z uśmiechem na ustach weszłam do parku maszyn tylnym wejściem, którym zawodnicy zawsze wjeżdżają swoimi busami. Tym razem mogłam to zrobić bez problemu bo tuż za bramą stał nie kto inny jak Darcy. Pisnęłam cichutko po czym rzuciłam mu się na szyję. Strasznie się za nim stęskniłam
-Kurcze, strasznie dobrze cię znowu widzieć! - przytulił mnie mocno do siebie. - Jak podróż? - zapytał, kiedy w końcu się od niego odsunęłam
-Męcząca, ale warto było. - uśmiechnęłam się, poprawiając niedbałym gestem ręki włosy.
-Dobrze to słyszeć. - odpowiedział mi tym samym. - W takim razie gotowa na resztę wrażeń? - zapytał, nadal się uśmiechając. - Chłopacy nic a nic nie wiedzą, a uwierz mi, ciężko mi było się powstrzymać od wyśpiewania im wszystkiego z miejsca.
-W takim bądź razie jestem z ciebie dumna! - poklepałam go po ramieniu.
-Ooo nie myśl sobie, że czymś takim załatwisz sprawę. - prychnął. Spojrzałam na niego lekko zdziwionym wzrokiem. - Lody śmietankowe to będzie dobry wstęp do spłacenia długu. Resztę ustalimy później. - dodał, na co parsknęłam śmiechem. Sekundę później ruszyliśmy w stronę parku maszyn, gdzie znajdowali się chłopacy.
I rzeczywiście, niecałą minutę później ich zobaczyłam. Adrian, Chris i Ryan pochylali się nad jednym z silników, zawzięcie o czymś debatując. Nawet nie próbowałam nadążyć za tym o czym właśnie gadają. Całe szczęście byli odwróceni do mnie plecami więc nie zauważyli mojego nadejścia.
Z walącym sercem i lekko drżącymi z podniecenia dłońmi podeszłam najpierw do Adriana, zasłaniając mu oczy. Od razu się poderwał, zapewne myśląc, że któryś z mechaników robi mu kawał. W jego ślady poszedł również Chris, a za nim Ryan. W tym samym czasie Adrian zdążył odciągnąć moje dłonie od swoich oczu i odwrócić się. Spojrzał na mnie i totalnie go zamurowało. Stał z lekko otwartą buzią, nie mrugając nawet oczami.
-Niespodzianka? - uśmiechnęłam się szeroko wyciągając w jego stronę ręce. Sekundę później już wtulałam się w jego rozłożone ramiona śmiejąc się sama nie wiedząc z czego.
-Czy to się dzieje naprawdę? - Adrian oderwał się ode mnie przypatrując mi się z uwagą. - Naprawdę tu jesteś?
-Naprawdę tu jestem. - potwierdziłam. - I nigdzie się nie wybieram. - dodałam. Brunet nic mi na to nie odpowiedział, tylko ponownie mocno mnie przytulił, unosząc kilka centymetrów nad ziemię i okręcając dookoła. Dopiero wtedy mnie puścił, a ja mogłam przywitać się z pozostałymi. Podeszłam do Chrisa, który z szerokim uśmiechem wpatrywał się w moją sylwetkę. Kurcze, widziałam go niecałe trzy miesiące temu a już tak strasznie się za nim stęskniłam!
-Cześć, wybawicielu! - do niego również mocno się przytuliłam, wzdychając głośno i zamykając oczy. Naprawdę mi go brakowało!
-Lena, dlaczego ja nic nie wiem o twoim przyjeździe? - no tak, czego się mogłam po nim spodziewać. Chris nigdy nie lubi być pomijany w planowaniu czegokolwiek.
-Ten pan mi pomógł. - kiwnęłam palcem w kierunku Darcy'ego.
-I nic nam nie powiedziałeś? - odezwał się Ryan, z którym to przywitałam się w następnej kolejności. - Ward ty idioto!
-Jak mogłeś nie pisnąć nawet słówkiem? - Chris splótł ręce na klatce piersiowej w geście obrazy. Cały Holder. - Taki z ciebie kumpel?
-Ale za to niespodziankę macie pierwsza klasa. - usprawiedliwił się, wzruszając ramionami.
-Kurcze, nawet nie wiecie jak bardzo mi was brakowało. - spojrzałam na całą czwórkę, a łzy mimowolnie popłynęły mi po policzkach. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, bo ponownie miałam ich wszystkich koło siebie.
Przytuliłam się mocno do Adriana, który stał tuż koło mnie.
Właśnie dla tej chwili zostawiłam słoneczną Australię i postanowiłam powrócić do mojego starego życia.
Tylko jedna rzecz uległa zmianie.
Ja nie byłam już taka sama.



*******
Najgłupszy rozdział, jaki mogłam kiedykolwiek napisać, ale serio, nie mam siły, żeby nic zmieniać o.O
Przynajmniej w końcu akcja zacznie się rozkręcać! ;)
Do następnego! xx


piątek, 10 października 2014

8.

Rozmowa z Chrisem teoretycznie podniosła mnie na duchu. Jego pozytywne nastawienie do życia i świata potrafi przechodzić również na innych. Ogarnęłam się do tego stopnia, że przynajmniej przestałam płakać i przeszła mi ochota na jakiekolwiek nawiązanie kontaktu ze Szwedem.
~Zresztą, w sobotę będę już w Toruniu, Darcy ma zamiar mi towarzyszyć więc jak nic postawimy cię na nogi w kilka sekund. - mogłabym dać sobie rękę uciąć, że w tym momencie uśmiechnął się szeroko. - Wytrzymaj jeszcze te kilka dni i nie próbuj nawet płakać! - zarządził. - Plus masz w tej chwili wywalić w cholerę wszystkie te zdjęcia i nawet nie waż się dalej ich oglądać! Zrozumiano?
No cóż, zdjęć dalej nie oglądałam, ale jakoś nie miałam serca ich wyrzucić. Zresztą, nawet ich nie pozbierałam, przez co walały się dookoła kanapy w salonie w totalnym nieładzie. Starałam się z całych sił sprowadzić moje myśli na całkowicie inne tory, zamknąć temat Andreasa bezpowrotnie i ogarnąć się na tyle, żeby ten wieczór nie był aż taką katastrofą na jaką się zanosiło. Póki co wychodziło mi to gorzej niż żałośnie, bo niemal każda zmiana toku myśli i tak prowadziła w końcu do jednego.
Jak na złość Adrian dzisiaj do późna trenował, a później w końcu uległ namowom swojej mamy i postanowił ich odwiedzić. Odkładał już tę wizytę sama nie wiem ile razy bo najwyraźniej przeczuwał, że stale potrzebuję kogoś koło siebie. Zadzwonił do mnie zapytać się jak czuję, więc gładko powiedziałam, że nie jest źle, że wszystko jest w porządku i że z pełnym spokojem może pojechać do rodziców. Teraz zaczęłam żałować tej decyzji. Egoistyczna strona mojej osobowości wolałaby mieć go koło siebie, bez względu na jego pragnienia.
Ostatnimi czasy właśnie tak wygląda nie tylko jego życie, ale również życie moich najbliższych. Wszyscy chodzą koło mnie na palcach, dbając o to, aby tylko nic nie wyprowadziło mnie z równowagi. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio Adrian wyszedł gdzieś ze swoimi znajomymi, albo kiedy Chris po przyjeździe do Torunia wybrał się na miasto, zamiast przychodzenia do mnie. Nawet Darcy wielokrotnie odmawiał swojej toruńskiej ekipie mechaników kiedy Ci chcieli zabrać go na jakaś imprezę, żeby mógł bardziej się tutaj zaaklimatyzować. A ja nie mówiłam na ten temat nawet słowa, bo, prawdę powiedziawszy, odpowiadało mi to. Kiedy miałam ich koło siebie czułam się znacznie lepiej. Nie miałam czasu na myślenie o rzeczach, które najchętniej wymazałabym z pamięci. Nie zamartwiałam się, nie załamywałam, nie pogrążałam w rozpaczy. Miałam dla kogo funkcjonować i to najważniejsze.
Dotarło do mnie jak beznadziejną i zapatrzoną w siebie osobą byłam. Tylko genialność i oddanie chłopaków trzymały ich cały czas przy mnie. Gdybym to ja była na ich miejscu, wielokrotnie musiałabym się zastanowić nad tym, co ja w ogóle robię, marnując swój czas na kogoś takiego.
Nadszedł chyba czas, żeby pewne rzeczy się pozmieniały. Nie mogę cały czas traktować ich jak moją prywatną odskocznię, gotową do przybycia na każde skinienie palca.
Oni na to nie zasługują.
Są dla mnie zbyt ważni.

***

Siedziałam na kanapie, wpatrując się w telewizor, w którym właśnie wyświetlany był film "Braveheart", dodatkowo objadając się w najlepsze karmelowymi lodami. Jakimś cudem przetrwałam wczorajszy dzień, jednak dla bezpieczeństwa po rozmowie z Chrisem wyłączyłam telefon i schowałam go do szafki. Wolałam nie kusić losu, bo pod wpływem emocji byłam zdolna do wielu rzeczy. Niekoniecznie odpowiednich.
Moje popołudnie z telewizją trwałoby nadal bez zakłóceń gdyby nie fakt, że ktoś zadzwonił do drzwi. Lekko się zdziwiłam, bo przecież Adrian nadal jest u rodziców, a mama z tatą zadzwoniliby gdyby chcieli mnie odwiedzić. Ryan też to raczej nie był, bo zawsze w czwartek poświęca swój czas na pracę ze swoimi mechanikami.
Odstawiłam miseczkę z lodami na stolik i z zainteresowaniem ruszyłam do drzwi. Moje zdziwienie szybko przeszło w radość kiedy zobaczyłam kto za nimi stoi.
-Niespodziaaaankaaa! - uśmiechnięci od ucha do ucha Chris i Darcy zaczęli mi machać. Pisnęłam cicho, po czym rzuciłam się im na szyję. - O maatko, aż tak się stęskniłaś? - zapytał Chris.
-Co się dziwisz, wyobrażasz sobie kogokolwiek, kto by za nami nie tęsknił? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie Darcy.
-Wejdźcie! - wpuściłam ich do środka, cały czas szeroko się uśmiechając. - Co wy tu robicie tak szybko? Przecież jest dopiero czwartek. - zaczęłam, kiedy rozsiedliśmy się już wygodnie w salonie.
-Ooo lody! - Darcy z doskonale sobie znaną swobodą zabrał się za dokończenie mojego deseru.
-Tak, częstuj się. - przewaliłam oczami na co ten tylko się uśmiechnął, po czym wpakował sobie wypełnioną po brzegi łyżeczkę do ust.
-Spakowaliśmy manatki, wsiedliśmy do pierwszego wolnego samolotu i oto jesteśmy. - odpowiedział mi w końcu Chris. - Chcieliśmy się zjawić w nocy, ale uznaliśmy, że byłaby to ździebko przesada.
-Mówiłam już, jak bardzo was uwielbiam? - wcisnęłam się na kanapę między nich, przytulając oboje do siebie.
-Mówiłaś, ale genialnie jest to słuchać wielokrotnie. - Darcy położył swoją głowę na moim ramieniu.
Naprawdę, zupełnie nie wiem czym sobie zasłużyłam, że otaczam się takimi ludźmi.

***

-I jak sobie radzisz z tym wszystkim? - zapytał wieczorem Chris. Siedzieliśmy właśnie na kanapie w moim salonie, popijając zimne piwko i objadając się solonymi orzeszkami. Darcy z Adrianem ruszyli gdzieś w plener, wcześniej oczywiście zarzekając się, że wcale im taki wypad nie jest potrzebny. Musiałam na nich trochę powarczeć, dzięki czemu w końcu się ogarnęli i wyszli. Naprawdę, muszę coś z nimi zrobić, żeby nie przedkładali mojego dobra nad własne. Namawiałam Chrisa na to, żeby im towarzyszył, ale stanowczo odmówił, twierdząc, że musi ze mną o czymś poważnie porozmawiać. No cóż, nie naciskałam, skoro tak.
-Szczerze powiedziawszy, trudno powiedzieć. - odpowiedziałam, upijając wcześniej łyk prosto z butelki. - Raz jest lepiej, raz gorzej. Jednego dnia mogę uśmiechać się na prawo i lewo czując, że nadchodzi jakiś pozytywny przełom, ale następnego jestem zdolna tylko do leżenia na łóżku i wylewania łez. Czasami kompletnie sobie z tym nie radzę, mimo że upłynęło już tyle czasu.
-No, aż tak spektakularnie dużo to go nie minęło. - stwierdził Chris. - A wiesz co ja na ten temat myślę? - zapytał. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, więc szybko mi odpowiedział. - Według mnie powinnaś gdzieś stąd wyjechać.
-Taaak, fajnie by było. - prychnęłam lekko rozbawiona. - Alternatywy kończą mi się na wyjeździe do rodziców.
-Nie no, chodzi mi o taki porządny wyjazd, zmienienie środowiska i klimatu. - ciągnął z doskonale sobie znanym entuzjazmem. - Tutaj za dużo ci przypomina tego idiotę przez co pewnie trudniej jest ci dojść do normy. Taki dłuższy wyjazd mógłby w tym pomóc. Odcięłabyś się od tego wszystkiego, odpoczęła, nabrała energii.
-To co mówisz ma pewien sens i fajnie wygląda jak się tego słucha, ale z realizacją może być już problem. - widząc jego zdziwiony wzrok uśmiechnęłam się tylko. - Nie zapominaj, że nie każdy zarabia tyle kasy co ty i niektórych nie stać na dłuższe wyjazdy. A niewątpliwie taki by mi się przydał. Tygodniowy wypad nad morze czy coś w tym stylu raczej mało by dał.
-W drodze do Polski trochę już na ten temat myślałem. - no tak, czego mogłam się spodziewać po najbardziej narwanym człowieku na tym świecie. - I chyba mam pomysł jak rozwiązać twój problem...
-Chętnie cię wysłucham, bo mi nic w głowie nie świta. - upiłam kolejny łyk piwa.
-Polecisz do Australii. - powiedział, jakby to była najzwyklejsza i najnormalniejsza rzecz w życiu. Spojrzałam na niego z politowaniem. Spodziewałam się, że parsknie w tym momencie śmiechem, potwierdzając moje przypuszczenia, że żartuje, ale nic takiego się nie stało. Był całkowicie poważny. No cóż, tak poważny, na ile potrafi być. Poważny na chrisowy sposób.
-Oczywiście, już się rozpędzam. - przewaliłam oczami. - A spać to będę chyba pod mostem, o ile jakiś fajny tam macie, i żywić się będę powietrzem.
-Zamilcz dziewczę i słuchaj jak starszy mówi. - wyszczerzył się w moim kierunku. - To jeszcze nie koniec mojego genialnego planu. - kilka sekund później dodał: - Dzwoniłem do rodziców i pokrótce przedstawiłem im twoją sytuację.
-Hę? - ze zdziwienia uniosłam lewą brew do góry. Co mają do tego jego rodzice?
-No i cały ten pomysł polega na tym, że spakujesz swoje rzeczy, polecisz do Sydney i zatrzymasz się u moich rodziców.
-Żartujesz. - byłam niemal przekonana, że za moment wybuchnie śmiechem tym razem naprawdę potwierdzając moje przypuszczenia, że stroi sobie żarty. Nic takiego jednak się nie stało.
-Jestem jak najbardziej poważny. - i rzeczywiście, chyba naprawdę tak było. - Rodzice nie mają nic przeciwko, w sumie to nawet bardzo się ucieszyli na taką okoliczność. Przez większość czasu mieszkają sami więc przyda im się towarzystwo.
-Ale ja nie mogę im się tak zwalić na głowę. - pokiwałam przecząco głową. - Przecież oni mają swoje życie, a ja byłabym zbędnym balastem.
-I znowu zaczynasz marudzić. - przewalił wymownie oczami. - Jeżeli tylko takie masz zastrzeżenia to jak najszybciej się ich pozbądź. Jeśli to ma ci w tym pomóc, to mogę zadzwonić do rodziców i sobie z nimi porozmawiasz. - no tak, jeszcze tego by brakowało. - Właśnie. - najwyraźniej trafnie odgadnął mój tok myślenia. - Poza tym nie pojechałabyś tam wyłącznie na wczasy i w żadnym wypadku nie byłabyś balastem bo w pewien sposób mogłabyś im się odpłacić.
-Mianowicie? - kurcze, ten pomysł coraz bardziej zaczynał mi się podobać chociaż w żaden sposób nie dałam tego po sobie poznać. Bynajmniej nie miałam takiego zamiaru.
-Moi rodzice prowadzą niewielką firmę, zresztą o tym wiesz. - no tak, jego rodzice zajmują się projektowaniem ogrodów i tego typu rzeczy. - Ostatnio ich praca nabiera trochę tempa, a oni sami nie bardzo dają sobie z tym radę. Potrzebują kogoś kto uporządkowałby ich sprawy, w sensie że kontaktowałby się z klientami, umawiał na spotkania, i tego typu rzeczy. Kogoś w stylu asystentki. - machnął od niechcenia ręką, nie chcąc zagłębiać się w temat. - I gdybyś zgodziła się przyjąć tę pracę to pomogłabyś im, a sama nie czułabyś, że w jakiś sposób zwaliłaś się im na głowę.
-Mówisz naprawdę poważnie? - wolałam się naprawdę upewnić czy sobie ze mnie nie żartuje. Z nim to nigdy nic nie wiadomo.
-Jak najbardziej. - uśmiechnął się. - Przemyśl sprawę, pogadaj z rodzicami i daj mi znać co i jak. Według mnie powinnaś skorzystać z okazji.
-Chris... - zaczęłam. - Jesteś genialny! - odstawiłam na stolik butelkę piwa, po czym mocno się go niego przytuliłam.
Po raz kolejny dziękuje siłą wyższym, że mogę otaczać się takimi ludźmi.
Prawdziwymi przyjaciółmi.

*******

Enjoy! ;)

feeling-the-moments.blogspot.com
boys-like-you.blogspot.com