Wyjazd do Australii był chyba najlepszym wyborem jaki podjęłam w całym moim życiu. Początkowo trochę się tego obawiałam. Daleko od domu, od znajomych, na zupełnie innym kontynencie, wśród zupełnie innych ludzi, kultury, obyczajów. Z dala od rodziny, miejsc w których dorastałam. Nie powiem żeby to była łatwa decyzja.
Najbardziej chyba nie chciałam wyjeżdżać ze względu właśnie na przyjaciół i rodziców. Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby koło mnie zabraknąć Adriana i naszych wspólnych wieczorów spędzonych na kanapie przed telewizorem, albo wypadów na miasto kiedy chłopacy zjeżdżali się do Torunia. Pożegnanie z nimi było najtrudniejszą rzeczą, jaką mogłam sobie w związku z wyjazdem wyobrazić. Poważnie.
Jednakże Chris miał rację. Tego naprawdę było mi trzeba.
Spędziłam w Australii prawie dwa lata. I w żadnym wypadku nie były to zmarnowane lata. Odłączyłam się od przeszłości, starałam się kompletnie o niej nie myśleć, co było o tyle łatwe, że dookoła nie otaczały mnie rzeczy, miejsca czy cokolwiek co do tej pory mi przeszkadzało. Nie było Bulwaru, który zawsze kojarzył mi się z początkiem związku mojego i Andreasa, nie było toruńskich ulic po których spacerowaliśmy, nie było klubów w których spędzaliśmy wolne chwile. A co najważniejsze nie było jego samego. Nie miałam tej świadomości, że dzieli nas niespełna czterdzieści kilometrów. Że wystarczy nawet nie godzina jazdy byśmy mogli się zobaczyć. Wychodząc z domu w Australii nie musiałam bać się tego, że przypadkiem gdzieś go spotkam. To naprawdę było pomocne.
Rzeczywiście odzyskałam wewnętrzną równowagę i spokój. Nauczyłam się żyć z przeszłością, która przestała w końcu kierować moim życiem. Moje złamane serce się zagoiło i byłam gotowa powrócić do życia takiego, jak przed tymi nieszczęsnymi wydarzeniami i zawirowaniami.
Przez te prawie dwa lata doskonale sobie radziłam, z dala od tego wszystkiego. Jedyne co utrudniało mi funkcjonowanie tam to była tęsknota. Tęskniłam za Adrianem, za mamą, za tatą. Tęskniłam za Darcym, Chrisem czy Ryanem.
Co prawda Chris i Darcy przez te kilka miesięcy przerwy w rozgrywkach żużlowych w Europie, towarzyszyli mi z racji swojego powrotu w rodzinne strony. Wiem, Darcy mieszkał w Brisbane, a to nie to samo co Sydney, ale uwierzcie mi, siedział nam na głowie praktycznie non stop, więc czasami można było odnieść wrażenie, że mieszka na tej samej ulicy, czy coś w tym stylu.
Tak więc od października do marca miałam ich koło siebie i przez ten wspólnie spędzony czas zżyliśmy się chyba jeszcze bardziej. Zarówno z Darcym, jak i z Chrisem. Przede wszystkim jednak z tym drugim.
Przez fakt, że miałam Chrisa na co dzień, że mieszkaliśmy w jednym domu, że nasze pokoje znajdowały się tuż koło siebie, że jedliśmy wspólnie posiłki, wpadaliśmy na siebie przypadkiem na korytarzu, że spędzaliśmy prawie wszystkie wieczory w swoim towarzystwie, że zasypiałam z głową na jego ramieniu, kiedy oglądaliśmy jakieś głupie filmy na laptopie w jego pokoju, że pokazywał mi wszystkie miejsca, które są dla niego w jakiś sposób ważny, że rozmawialiśmy na wszystkie możliwe tematy, niektóre dość trudne... To wszystko sprawiło, że stał się on dla mnie niczym starszy brat. Do tej pory to Adrian był mi najbliższy, mimo że z pozostałą trójką również łączyły mnie silne więzy przyjaźni. Teraz jednakże dotarliśmy się jeszcze bardziej, oswoiliśmy ze sobą przez co momentami nie wyobrażałam sobie, że po powrocie do Polski nie będzie go przy mnie, że nie będzie łaził po kuchni marudząc, że w lodówce nic nie ma, albo że w telewizji puszczają same bzdety.
To co dla mnie zrobił było czymś, za co zawsze będę mu wdzięczna i w żaden sposób nie uda mi się tego spłacić. W pewien sposób dał mi szansę na nowy start, a to więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek dla mnie zrobił.
Prawdziwa przyjaźń to naprawdę największy skarb na świecie.
***
Wysiadając z autokaru w moim rodzinnym Toruniu miałam uśmiech tak szeroki jak tylko dało radę. Pogoda najwyraźniej dopasowała się do mojego nastroju, bo świecące słońce nie było przesłonięte nawet najdrobniejszą chmurką. Środek maja był jak najbardziej wymarzony.
Po niesamowicie długiej podróży z Australii, najpierw samolotem z milionem przesiadek, potem autokarem z Warszawy do Torunia, marzyłam o chwili spokoju i przede wszystkim snu. Jednakże to wszystko miało jeszcze poczekać, bo czekała mnie jeszcze jedna rzecz do zrobienia.
Dzisiaj jest sobota, dzień przez zawodami na toruńskiej MotoArenie gdzie mój kochany, miejscowy klub miał się mierzyć z Częstochową. Aż trudno sobie wyobrazić, że nie byłam na żadnym meczu już prawie dwa lata! Nie licząc kilku zawodów w Australii, w których udział brali Chris i Darcy. Nie było to jednak w żadnym wypadku to samo co mecz ligowy mojego Apatora.
Z doskonałego źródła wiem, że chłopacy właśnie teraz zaczęli trening przed meczem. A skąd taka pewność? Otóż źródłem tym był nie kto inny jak Darcy. Co prawda od tego sezonu nie broni już barw toruńskiego klubu, bo na zasadzie wypożyczenia zawędrował do pierwszoligowego Gdańska, ale z nim jako jedynym rozmawiałam o tym, że dzisiaj przyjeżdżam, więc oczywiście od razu zawitał do Torunia.
Tak czy inaczej pierwsze swoje kroki skierowałam do mojego starego mieszkania, które zajmowałam przed wyjazdem do Australii. Przez okres tych prawie dwóch lat to głównie Adrian tam pomieszkiwał. Stwierdził, że to wygodniejsze niż przesiadywanie u rodziców. Dla mnie to było bardzo dobre rozwiązanie, bo bynajmniej nie zostawiałam go pod opieką kogoś, kogo nie znam, a niewątpliwie tak by się stało, bo chcąc nie chcąc musiałabym je komuś wynająć.
A samo mieszkanie ani trochę się nie zmieniło. Weszłam do środka z szerokim uśmiechem rozglądając się po znanych kątach. Jedyną różnicą było to, że wszędzie walały się rzeczy Adriana. Nie, nie chodzi o to, że był bałagan czy coś w tym stylu, chociaż do idealnego stanu to trochę mu brakuje, ale na półkach stały jakieś jego rzeczy, na kanapie leżały bluzy, na stoliku papiery. Gołym okiem było widać kto tutaj rządził przez ostatnie miesiące.
Zostawiłam torbę w swoim dawnym pokoju i od razu skierowałam się do wyjścia. Na napawanie się powrotem do mojego gniazdka będę miała jeszcze dużo czasu. Teraz jest pora przywitać się ze wszystkimi.
***
Dochodząc do stadionu już z daleka dało się słyszeć warkot maszyn żużlowych. Sama nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo brakowało mi tego dźwięku.
Z uśmiechem na ustach weszłam do parku maszyn tylnym wejściem, którym zawodnicy zawsze wjeżdżają swoimi busami. Tym razem mogłam to zrobić bez problemu bo tuż za bramą stał nie kto inny jak Darcy. Pisnęłam cichutko po czym rzuciłam mu się na szyję. Strasznie się za nim stęskniłam
-Kurcze, strasznie dobrze cię znowu widzieć! - przytulił mnie mocno do siebie. - Jak podróż? - zapytał, kiedy w końcu się od niego odsunęłam
-Męcząca, ale warto było. - uśmiechnęłam się, poprawiając niedbałym gestem ręki włosy.
-Dobrze to słyszeć. - odpowiedział mi tym samym. - W takim razie gotowa na resztę wrażeń? - zapytał, nadal się uśmiechając. - Chłopacy nic a nic nie wiedzą, a uwierz mi, ciężko mi było się powstrzymać od wyśpiewania im wszystkiego z miejsca.
-W takim bądź razie jestem z ciebie dumna! - poklepałam go po ramieniu.
-Ooo nie myśl sobie, że czymś takim załatwisz sprawę. - prychnął. Spojrzałam na niego lekko zdziwionym wzrokiem. - Lody śmietankowe to będzie dobry wstęp do spłacenia długu. Resztę ustalimy później. - dodał, na co parsknęłam śmiechem. Sekundę później ruszyliśmy w stronę parku maszyn, gdzie znajdowali się chłopacy.
I rzeczywiście, niecałą minutę później ich zobaczyłam. Adrian, Chris i Ryan pochylali się nad jednym z silników, zawzięcie o czymś debatując. Nawet nie próbowałam nadążyć za tym o czym właśnie gadają. Całe szczęście byli odwróceni do mnie plecami więc nie zauważyli mojego nadejścia.
Z walącym sercem i lekko drżącymi z podniecenia dłońmi podeszłam najpierw do Adriana, zasłaniając mu oczy. Od razu się poderwał, zapewne myśląc, że któryś z mechaników robi mu kawał. W jego ślady poszedł również Chris, a za nim Ryan. W tym samym czasie Adrian zdążył odciągnąć moje dłonie od swoich oczu i odwrócić się. Spojrzał na mnie i totalnie go zamurowało. Stał z lekko otwartą buzią, nie mrugając nawet oczami.
-Niespodzianka? - uśmiechnęłam się szeroko wyciągając w jego stronę ręce. Sekundę później już wtulałam się w jego rozłożone ramiona śmiejąc się sama nie wiedząc z czego.
-Czy to się dzieje naprawdę? - Adrian oderwał się ode mnie przypatrując mi się z uwagą. - Naprawdę tu jesteś?
-Naprawdę tu jestem. - potwierdziłam. - I nigdzie się nie wybieram. - dodałam. Brunet nic mi na to nie odpowiedział, tylko ponownie mocno mnie przytulił, unosząc kilka centymetrów nad ziemię i okręcając dookoła. Dopiero wtedy mnie puścił, a ja mogłam przywitać się z pozostałymi. Podeszłam do Chrisa, który z szerokim uśmiechem wpatrywał się w moją sylwetkę. Kurcze, widziałam go niecałe trzy miesiące temu a już tak strasznie się za nim stęskniłam!
-Cześć, wybawicielu! - do niego również mocno się przytuliłam, wzdychając głośno i zamykając oczy. Naprawdę mi go brakowało!
-Lena, dlaczego ja nic nie wiem o twoim przyjeździe? - no tak, czego się mogłam po nim spodziewać. Chris nigdy nie lubi być pomijany w planowaniu czegokolwiek.
-Ten pan mi pomógł. - kiwnęłam palcem w kierunku Darcy'ego.
-I nic nam nie powiedziałeś? - odezwał się Ryan, z którym to przywitałam się w następnej kolejności. - Ward ty idioto!
-Jak mogłeś nie pisnąć nawet słówkiem? - Chris splótł ręce na klatce piersiowej w geście obrazy. Cały Holder. - Taki z ciebie kumpel?
-Ale za to niespodziankę macie pierwsza klasa. - usprawiedliwił się, wzruszając ramionami.
-Kurcze, nawet nie wiecie jak bardzo mi was brakowało. - spojrzałam na całą czwórkę, a łzy mimowolnie popłynęły mi po policzkach. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, bo ponownie miałam ich wszystkich koło siebie.
Przytuliłam się mocno do Adriana, który stał tuż koło mnie.
Właśnie dla tej chwili zostawiłam słoneczną Australię i postanowiłam powrócić do mojego starego życia.
Tylko jedna rzecz uległa zmianie.
Ja nie byłam już taka sama.
*******
Najgłupszy rozdział, jaki mogłam kiedykolwiek napisać, ale serio, nie mam siły, żeby nic zmieniać o.O
Przynajmniej w końcu akcja zacznie się rozkręcać! ;)
Do następnego! xx